[b]Rz: Proces Fritzla stał się, szczególnie dla zagranicznych mediów, okazją do krytykowania austriac-kiego społeczeństwa. Mówi się o tchórzostwie i hipokryzji Austriaków...[/b]
Christoph Reinprecht: Takie przypadki zdarzają się na całym świecie. Nie tylko w Austrii, ale i we Włoszech, w Niemczech i Szwajcarii, u naszych sąsiadów. To, co zrobił Fritzl, można tłumaczyć, odwołując się głównie do psychologii. Chory człowiek dopuścił się chorych czynów. W wielu krajach ludzie znęcają się nad dziećmi, a otoczenie udaje, że niczego nie widzi. Austrię odróżnia od innych krajów przede wszystkim sposób, w jaki społeczeństwo reaguje na ujawnienie tej zbrodni. Lub raczej jak nie reaguje. Wszyscy, począwszy od sędziów, prokuratury i obywateli, aż po rodzime media, sta- rają się nie zastanawiać nad problemami, które wyszły na jaw przy okazji tego procesu.
[b]Jakimi problemami?[/b]
Nasze społeczeństwo się zmienia, i to niekoniecznie na lepsze. Mamy do czynienia z upadkiem wartości rodzinnych idącym w parze z rosnącym indywidualizmem. Stąd obojętność otoczenia na to, co się działo w piwnicy Fritzlów. Te zmiany są szczególnie widoczne w małych miasteczkach na prowincji, takich jak Amstetten. To nie przypadek, że właśnie tam rozegrał się ten dramat. Na wsi i w małych miasteczkach istniały kiedyś silne więzi społeczne. Dziś mało kto się interesuje tym, co się dzieje u sąsiada. Czy bije żonę i dzieci. Każdy dba o własne interesy. Sprawa Fritzla wydobyła na światło dzienne rysy na obrazie spokojnego austriackiego społeczeństwa. Okazało się, że jesteśmy bardziej interesowni, zakłamani i obojętni, niż nam się wydawało. W naszej piwnicy leży wiele trupów, w sensie dosłownym i w przenośni.
[b]Nawiązuje pan do nazistowskiej przeszłości Austrii?[/b]