Włoski premier postanowił dać odpór piętrzącym się zarzutom o bliskie kontakty z nieletnimi, przemycanie gwiazdek show-biznesu na listy wyborcze i zrujnowanie własnego małżeństwa w najpoważniejszym programie publicystycznym telewizji publicznej RAI „Porta a porta”. Tak poważnym, że wchodzi na antenę grubo po 23, gdy już z ekranu wyleją się skąpo ubrane panie i kasowe filmy.Czas był najwyższy, bo Silvia Berlusconiego oprócz niechętnych mu lewicowych mediów skrytykował w artykule redakcyjnym organ episkopatu Włoch „Avvenire”, tłumacząc, że choć polityka należy oceniać za działalność polityczną, to jednak w przypadku premiera liczy się także sfera życia prywatnego.
Swoje dorzucił kardynał Walter Kasper, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan. Zaatakował Berlusconiego za „uczynienie z rozwodu spektaklu”. Przewodniczący konferencji włoskich biskupów kardynała Angelo Bagnasco też był krytyczny, choć nawoływał obie strony konfliktu i media do zachowania umiaru.
Zdaniem większości włoskich komentatorów perspektywa utraty głosów katolickich zmusiła premiera do pojawienia się w telewizji. Na wstępie – nie bez racji – zarzucił mediom manipulację. Donosiły one bowiem bez żadnego dowodu, że w obliczu oskarżeń o umieszczenie na listach swojej partii powabnych, acz niekompetentnych kandydatek do Parlamentu Europejskiego, kazał je natychmiast usunąć. Miał w tej sprawie telefonować do Rzymu z Warszawy, w której przebywał wówczas z wizytą.
Doniesieniom towarzyszyła informacja, że kilka dni wcześniej 72- letni premier był w Neapolu w restauracji na przyjęciu urodzinowym kończącej 18 lat córki swego znajomego, wraz z aluzją do rzekomo łączących ich bliższych stosunków. Też bez cienia dowodu. I właśnie na to ostatnie doniesienie żona premiera zareagowała wnioskiem o rozwód, nie omieszkawszy nadać sprawie rozgłosu w mediach.
Premier tłumaczył, że musiałby być szalony, udając się w świetle reflektorów i w kolumnie ośmiu samochodów na urodziny kochanki. Stwierdził, że małżonka powinna go przeprosić, mediom zagroził spotkaniem w sądzie i wyraził nadzieję, że katoliccy wyborcy, znając teraz kulisy sprawy, go nie opuszczą. Podkreślił przy tym, że tak zgodnych i dobrych stosunków z Watykanem nie miał przedtem żaden włoski rząd.