Irańska opozycja od kilkunastu dni domaga się powtórzenia głosowania z 12 czerwca – wybory wygrał prezydent Mahmud Ahmadineżad – twierdząc, że zostało sfałszowane. Rada Strażników, która badała przebieg wyborów, ostatecznie wykluczyła taką możliwość. – Nie doszło do większych oszustw ani nadużyć – wyjaśnił rzecznik Rady Abbas Ali Kadkhoda.
Dzień wcześniej ta sama Rada przyznała jednak, że w 50 okręgach wyborczych doszło do nieprawidłowości. Szczególnie podczas liczenia głosów. Często okazywało się, że w wyborach wzięło udział więcej osób niż było uprawnionych do głosowania w danych okręgach. Wszystkie te oszustwa miały być zdaniem Rady zbyt drobne, aby mogły wpłynąć na ostateczny wynik wyborów.
Po brutalnym rozpędzeniu kolejnego wiecu opozycji w poniedziałek, dziś na ulicach Teheranu było spokojnie. Na każdym kroku można było spotkać uzbrojonych policjantów i wspierających ich prorządowych bojówkarzy.
Zwolennicy opozycji zostali zastraszeni. W brutalnych policyjnych pacyfikacjach, do których doszło w ciągu ostatnich dziesięciu dni, zginęło już bowiem co najmniej kilkanaście osób. Jak donoszą zagraniczni reporterzy pracujący w Teheranie, opozycja szuka teraz nowych sposobów na wyrażenie sprzeciwu. Rozważane jest między innymi wezwanie do masowych strajków oraz uciekanie się do obywatelskiego nieposłuszeństwa. W ten sposób Irańczycy biorący udział w antyrządowych wystąpieniach byliby w mniejszym stopniu narażeni na przemoc ze strony nieprzebierających w środkach sił bezpieczeństwa.
Do jedynego większego protestu doszło pod ambasadą Wielkiej Brytanii w Teheranie. Zebrała się tam niewielka grupa zwolenników władz, która głośno domagała się zamknięcia placówki. Według reżimu ajatollahów za wystąpieniami opozycji stoją właśnie zachodnie służby wywiadowcze oraz wielkie międzynarodowe stacje telewizyjne.