„Aresztowano 70 profesorów, którzy się ze mną spotkali” – alarmuje na swojej stronie internetowej pokonany w wyborach prezydenckich kandydat opozycji Mir Hosejn Musawi. Twierdzi też, że władze wywierają na niego presję, aby wycofał zarzuty dotyczące sfałszowania wyborów, w których oficjalnie zwyciężył prezydent Mahmud Ahmadineżad. – To kolejny dowód, że Iran z islamskiej republiki zmienia się w dyktaturę – mówi „Rz” Hussain Abdul Hussain, waszyngtoński korespondent arabskiej gazety „Al Rai” z Kuwejtu.
Po wyborach 12 czerwca w Iranie wybuchły masowe protesty. Najwyższy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei opowiedział się jednak po stronie konserwatysty Mahmuda Ahmadineżada, a władze brutalnie stłumiły demonstracje zwolenników reform. W starciach zginęło co najmniej 17 demonstrantów i – jak podała w czwartek irańska telewizja Press TV – ośmiu członków religijnej milicji Basidż.
Zwolennicy Musawiego zapowiedzieli, że w piątek uczczą pamięć 26-letniej Nedy zastrzelonej w czasie sobotniej demonstracji. Opozycjoniści planują wypuścić w powietrze tysiące balonów z napisem „Neda, zostaniesz na zawsze w naszych sercach”.
– Demonstracje praktycznie zostały stłumione, ale ciągle grupki ludzi krzyczą: śmierć ajatollahowi. Tego nie było od czasu rewolucji w 1979 roku. Islamska republika nie będzie miała już takiego poparcia jak dawniej – tłumaczy „Rzeczpospolitej” Abdul Hussain.
Jak napisała irańska gazeta „Etemad Melli”, Ahmadineżad w środę wieczorem świętował zwycięstwo, organizując przyjęcie, na które zaprosił 290 deputowanych do parlamentu. Dwie trzecie z nich, w tym wpływowy przewodniczący parlamentu Ali Laridżani, zbojkotowało uroczystość.