Uzbrojony po zęby żołnierz, który przed walką spokojnie wypuszcza z ust dym – to stały element telewizyjnych relacji, niezależnie od tego, czy to reportaż z Iraku czy Afganistanu. Nic dziwnego. Żołnierz z papierosem przez lata był symbolem nieustraszonego, twardego wojownika. Zwłaszcza w USA.
Czas z tym skończyć – twierdzi jednak Komisja Instytutu Medycznego (IOM). Z jej raportu wynika, że Pentagon traci rocznie 1,6 mld dolarów na leczenie chorób związanych z paleniem tytoniu i spadek produktywności palących żołnierzy. Wojskowi palacze są w gorszej formie fizycznej, słabiej widzą w nocy i wolniej dochodzą do siebie, jeśli zostaną ranni.
Obecnie pali co trzeci amerykański żołnierz i nawet co drugi w oddziałach wracających z Iraku i Afganistanu. – Oni podwójnie ryzykują życie: raz w służbie swojej ojczyźnie, drugi raz w służbie nałogowi palenia
– podkreśla Stuart Bondurant, szef komisji IOM, cytowany przez BBC. I zaleca Pentagonowi wprowadzenie zakazu palenia – nie tylko na terenie baz, ale też na polu bitwy – w ciągu najbliższych 20 lat. Departament Obrony popiera ten pomysł.
Plany te nie podobają się wielu żołnierzom (którzy obecnie mogą kupować papierosy po obniżonych cenach). – Kiedy jesteś zmęczony, od kilku dni prawie nie spałeś, do tego nie dostajesz na czas porządnego jedzenia, jeden mach papierosa naprawdę pomaga – tłumaczy gen. Russel Honore, cytowany przez CNN. Inni przekonują zaś, że papierosy to dla wielu jedyny sposób na odstresowanie i że żołnierzy, którzy ryzykują życie dla kraju, nie można pozbawiać prawa do wyboru, czy chcą palić czy nie.