O takim sporze polski minister obrony może tylko pomarzyć. Kilka tygodni temu amerykańscy kongresmeni uchwalili na myśliwce więcej pieniędzy, niż chciał Pentagon. Wielu z nich uległo bowiem lobbystom, którzy przekonywali, że jeśli zamówień będzie zbyt mało, to tysiące pracowników sektora zbrojeniowego może stracić pracę. A ponieważ różne części do F-22 produkuje się aż w 44 różnych stanach, to nie pomogły argumenty sekretarza obrony Roberta Gatesa, który upierał się, że siłom powietrznym nie potrzeba dodatkowych myśliwców F-22, bo i tak za dziesięć lat USA będą ich miały ok. 2,5 tysiąca.

Dopiero gdy prezydent zagroził, że pierwszy raz skorzysta z prawa weta i zablokuje całą ustawę, amerykański Senat zdecydował o wykreśleniu pieniędzy na te myśliwce z budżetu na 2010 rok. – W czasach, gdy prowadzimy jednocześnie dwie wojny i borykamy się z poważnym deficytem, byłoby to niewybaczalne marnotrawstwo pieniędzy – mówił wczoraj zadowolony Barack Obama tuż po zwycięskim głosowaniu.

W Polsce politycy mówili o „transakcji stulecia”, gdy rząd siedem lat temu podejmował decyzję o zakupie 48 myśliwców typu F-16 za 3,5 mld dolarów.