Kłopoty księcia najemników

Blackwater – największa prywatna armia świata – znowu w ogniu oskarżeń. Tym razem na celowniku znalazł się też jej szef Erik Prince

Aktualizacja: 07.08.2009 14:10 Publikacja: 07.08.2009 02:34

Biznesmen Erik Prince (zdjęcie z 2007 roku)

Biznesmen Erik Prince (zdjęcie z 2007 roku)

Foto: AP

Dwóch byłych pracowników firmy złożyło przed sądem w Wirginii zeznania pod przysięgą w sprawie cywilnej, jaką wytoczyły Blackwater rodziny zabitych Irakijczyków. Według świadków, którzy z obawy o własne życie poprosili sąd o zachowanie ich tożsamości w tajemnicy, wielka firma najemnicza przemycała do Iraku broń w opakowaniach po karmie dla psów, prała brudne pieniądze i zachęcała swych pracowników do stosowania przemocy, lekceważąc ostrzeżenia psychologów.

Część oskarżeń kierowana jest pod adresem charyzmatycznego szefa firmy, 40-letniego Erika Prince’a. Jak twierdzi jeden ze świadków, ludzie Prince’a grozili mu śmiercią za próbę ujawnienia prawdy o metodach działania firmy. “Z tego, co wiem od byłych współpracowników, wynika, że pan Prince i jego ludzie zamordowali jedną lub więcej osób mających zamiar przekazać informacje o ich kryminalnych działaniach władzom federalnym” – stwierdza w zeznaniach, do których dotarła “Rz”.

[srodtytul]Zabawa w zabijanie[/srodtytul]

Wysportowani, świetnie wyszkoleni i uzbrojeni najemnicy, zwani oficjalnie kontraktorami – najczęściej byli komandosi lub żołnierze – przez kilka lat siali postrach wśród Irakijczyków. Gdy przejeżdżali ulicami Bagdadu lub innych irackich miast, zachowywali się tak, by nikt nie miał wątpliwości, że są panami życia i śmierci. Zresztą nie bez powodu nazywani byli w Bagdadzie szwadronami śmierci. Gdy ludzie z Blackwater pojawiali się na drodze, Irakijczycy uciekali, bo wiedzieli, że jeśli stojąc w korku, zablokują przejazd konwoju, to w najlepszym razie ochroniarze rozbiją im samochód, a w najgorszym zastrzelą ich z zimną krwią.

“Wyjazd do Iraku, by sobie postrzelać i pozabijać Irakijczyków, był traktowany jak sport lub jakaś gra”– zeznał jeden z byłych pracowników firmy. Inny opowiada, że był świadkiem trzech incydentów, w których pracownicy Blackwater bez powodu zastrzelili lub ranili irackich cywilów. Pewnego razu konwój musiał zjechać na pobocze, by zmienić oponę, a jeden z najemników otworzył ogień, gdy obok przejechał cywilny samochód.

“Z tego, co widziałem, było jasne, że Brad E. ranił i zapewne zabił pasażera oraz prawdopodobnie ranił kierowcę” – mówi były najemnik, który wcześniej służył w piechocie morskiej.

O podobnych przypadkach donosiły amerykańskie media. Szerokim echem odbiła się sprawa 27-letniego najemnika, który według doniesień mediów miał w Boże Narodzenie powiedzieć kolegom, że idzie kogoś zabić. Potem z zimną krwią zastrzelił strażnika pilnującego willi wiceprezydenta Iraku. Ponieważ sprawa stała się głośna, sprawca został ukarany: miał stracić pracę, premię świąteczną i sam zapłacić za bilet powrotny do USA.

[srodtytul]Bezwzględni, bezkarni, skuteczni[/srodtytul]

Na mocy prawa ustalonego przez amerykańskie władze od 2004 roku prywatni ochroniarze zatrudnieni w Iraku byli objęci immunitetem wyłączającym ich spod prawa irackiego. Blackwater świetnie chronił dyplomatów i ambasadę USA w Bagdadzie. Nikomu, kto znajdował się pod ich eskortą, nie spadł włos z głowy. To oni ratowali po zamachu w Bagdadzie polskiego ambasadora Edwarda Pietrzyka.

[wyimek]Prince uważa się za krzyżowca, którego misją jest starcie muzułmanów i islamu z powierzchni ziemi[/wyimek]

Gdy jednak 16 września 2007 roku na ulicach stolicy najemnicy zastrzelili 17 Irakijczyków, w Iraku zawrzało. Szefowie Blackwater tłumaczyli, że ochroniarze odpowiedzieli ogniem na atak rebeliantów. Jednak zdaniem zarówno irackich prokuratorów, jak i śledczych z Departamentu Stanu po prostu otworzyli ogień do przypadkowo wybranych cywilów. Przed sądem w USA toczy się obecnie sprawa pięciu byłych ochroniarzy, którzy nie przyznają się jednak do winy. Szósty poszedł na ugodę z prokuraturą i przyznał się do zabójstwa.

Wielu krytyków winą za zachowanie najemników obarcza Prince’a. “Uważa się za chrześcijańskiego krzyżowca, którego misją jest starcie muzułmanów i islamu z powierzchni ziemi” – stwierdził jeden ze świadków. Prince, syn milionera z Michigan, został wychowany nie tylko w bogactwie, ale też w atmosferze religijności i patriotyzmu. Jako młody chłopak wstąpił do armii i trafił do elitarnych oddziałów SEALS. W połowie lat 90., po zakończeniu służby, spotkał innego eksczłonka tej formacji, starszego od siebie Ala Clarke’a, który zaraził go pomysłem stworzenia prywatnego ośrodka szkolenia komandosów.

Swoje plany urzeczywistnili w 1997 roku. Otworzyli największy i najnowocześniejszy prywatny ośrodek szkolenia oddziałów specjalnych w Ameryce. Powstał na bagnistych terenach na granicy Wirginii i Karoliny Północnej zwanych przez miejscowych Czarną Wodą – stąd nazwa firmy.

Miejsce nie było przypadkowe: gwarantowało zarówno izolację od reszty świata potrzebną do prowadzenia ćwiczeń, jak łatwy dojazd do położonego o niespełna cztery godziny jazdy Waszyngtonu. Jeszcze bliżej położona jest wielka baza Marynarki Wojennej w Norfolk.

[srodtytul]Pomogli terroryści [/srodtytul]

W krótkim czasie Prince przejął pełnię władzy nad firmą, zmuszając swego wspólnika do odejścia. Clarke wspominał później, że jego kolega był opętany pogonią za zyskiem. Profity zaś początkowo nie były wcale duże: w pierwszych latach nie przekraczały 200 tys. dolarów rocznie. Przełomem okazał się

11 września 2001 roku i to, co nastąpiło potem. Ocenia się, że kontrakty w Afganistanie i Iraku przyniosły firmie grubo ponad miliard dolarów. Były momenty, gdy Blackwater nie nadążał z zatrudnianiem ludzi na niezwykle lukratywnych kontraktach (nawet za kilka tysięcy dolarów dziennie).

Przez ten czas Prince pozostawał w cieniu. Dopiero po wydarzeniach 2007 roku został zmuszony – dla ratowania wizerunku firmy – do udzielenia serii wywiadów mediom. Dla większości dziennikarzy był trudnym rozmówcą – nawet w krzyżowym ogniu pytań zachowywał kamienną twarz i zagadkowy, godny Giocondy uśmiech.

– Moi ludzie to profesjonaliści z wielkim doświadczeniem. Jesteśmy gotowi rozliczyć się ze wszystkich naszych działań – powtarzał.

W lutym tego roku firma zmieniła nazwę na Xe. – Różne rzeczy mówi się o pracownikach najemnych, ale o jednym nie można zapominać: bez nich prowadzenie wojen z ostatnich lat nie byłoby możliwe – mówi “Rz” ekspert konserwatywnej fundacji Heritage James Carafano.

już pod nazwą Xe firma pozostaje największą firmą ochroniarską zatrudnianą przez Departament Stanu USA.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autorów [mail=p.gillert@rp.pl]p.gillert@rp.pl[/mail] [mail=j.przybylski@rp.pl]j.przybylski@rp.pl[/mail][/i]

Dwóch byłych pracowników firmy złożyło przed sądem w Wirginii zeznania pod przysięgą w sprawie cywilnej, jaką wytoczyły Blackwater rodziny zabitych Irakijczyków. Według świadków, którzy z obawy o własne życie poprosili sąd o zachowanie ich tożsamości w tajemnicy, wielka firma najemnicza przemycała do Iraku broń w opakowaniach po karmie dla psów, prała brudne pieniądze i zachęcała swych pracowników do stosowania przemocy, lekceważąc ostrzeżenia psychologów.

Pozostało 92% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021