Dwóch byłych pracowników firmy złożyło przed sądem w Wirginii zeznania pod przysięgą w sprawie cywilnej, jaką wytoczyły Blackwater rodziny zabitych Irakijczyków. Według świadków, którzy z obawy o własne życie poprosili sąd o zachowanie ich tożsamości w tajemnicy, wielka firma najemnicza przemycała do Iraku broń w opakowaniach po karmie dla psów, prała brudne pieniądze i zachęcała swych pracowników do stosowania przemocy, lekceważąc ostrzeżenia psychologów.
Część oskarżeń kierowana jest pod adresem charyzmatycznego szefa firmy, 40-letniego Erika Prince’a. Jak twierdzi jeden ze świadków, ludzie Prince’a grozili mu śmiercią za próbę ujawnienia prawdy o metodach działania firmy. “Z tego, co wiem od byłych współpracowników, wynika, że pan Prince i jego ludzie zamordowali jedną lub więcej osób mających zamiar przekazać informacje o ich kryminalnych działaniach władzom federalnym” – stwierdza w zeznaniach, do których dotarła “Rz”.
[srodtytul]Zabawa w zabijanie[/srodtytul]
Wysportowani, świetnie wyszkoleni i uzbrojeni najemnicy, zwani oficjalnie kontraktorami – najczęściej byli komandosi lub żołnierze – przez kilka lat siali postrach wśród Irakijczyków. Gdy przejeżdżali ulicami Bagdadu lub innych irackich miast, zachowywali się tak, by nikt nie miał wątpliwości, że są panami życia i śmierci. Zresztą nie bez powodu nazywani byli w Bagdadzie szwadronami śmierci. Gdy ludzie z Blackwater pojawiali się na drodze, Irakijczycy uciekali, bo wiedzieli, że jeśli stojąc w korku, zablokują przejazd konwoju, to w najlepszym razie ochroniarze rozbiją im samochód, a w najgorszym zastrzelą ich z zimną krwią.
“Wyjazd do Iraku, by sobie postrzelać i pozabijać Irakijczyków, był traktowany jak sport lub jakaś gra”– zeznał jeden z byłych pracowników firmy. Inny opowiada, że był świadkiem trzech incydentów, w których pracownicy Blackwater bez powodu zastrzelili lub ranili irackich cywilów. Pewnego razu konwój musiał zjechać na pobocze, by zmienić oponę, a jeden z najemników otworzył ogień, gdy obok przejechał cywilny samochód.