Mam nadzieję, że nikt nie wybiera się na gejowską paradę” – tym oznajmieniem, wysłanym z konta mińskiej milicji na Twitterze, zaczęła się rozmowa o planowanej na sobotę w Mińsku białorusko-rosyjskiej akcji „Słowiańska parada gejów 2010”.
„Pewnie, że się wybieramy, ale w celach służbowych” – odpisał jeden z fotoreporterów. Milicjant zapytał o miejsce zbiórki. Gdy dziennikarz odmówił, argumentując, że milicja nie dopuści do demonstracji, parada się nie odbędzie i „będzie nieciekawie”, funkcjonariusz zapewnił: „Wprost przeciwnie:), aparat zrosi krew, kawałki mięsa... i hm... co jeszcze...”.
Ta pogróżka zwróciła uwagę innych użytkowników Twittera. Ktoś ostrzegł milicjanta, że strona z tym dialogiem zostanie skopiowana (po kilku godzinach usunięto ją z sieci), a autor pogróżek „oberwie od przełożonych”. Mimo to milicjant kontynuował rozmowę. Pisał, że OMON-owcy zamierzają „dać wycisk pedałom”.
W rozpędzeniu 30-osobo-wej demonstracji gejów i lesbijek rzeczywiście uczestniczyły wzmocnione siły stołecznej milicji specjalnej OMON. Grupa ludzi z tęczową flagą zdołała pokonać około 200 metrów, gdy zaczęła się łapanka. Obeszło się bez rozlewu krwi, ale ośmioro demonstrantów zamknięto w areszcie.
[i] —Andrzej Pisalnik z Grodna[/i]