Sabotażyści z Niemiec przybyli w dwóch czteroosobowych grupach. Pierwszy oddział dokonał desantu 13 czerwca 1942 roku w Nowym Jorku w pobliżu Manhattanu. Druga grupa wylądowała cztery dni później na plaży na Florydzie. Byli zaopatrzeni w broń i dużą ilość materiałów wybuchowych. Misja w USA miała trwać dwa lata. W tym czasie dywersanci mieli dokonać spektakularnych ataków na obiekty gospodarcze na terytorium USA. Fabryki aluminium w Illinois i Tennessee, elektrownię hydroelektryczną przy wodospadzie Niagara czy nowojorski dworzec kolejowy Penn Station.
– Taka operacja miała przede wszystkim cel psychologiczny i propagandowy. Ośmiu ludzi nie mogłoby przecież wyrządzić poważnych szkód takiemu imperium jak USA. Mogli natomiast zastraszyć tamtejsze społeczeństwo, wywołać nastroje antywojenne – powiedział „Rz” historyk Konrad Paduszek, specjalista ds. służb specjalnych z Wojskowego Centrum Edukacji Obywatelskiej.
Operację „Pastorius” – Francis Pastorius był przywódcą pierwszej niemieckiej kolonii w USA – zaplanował szef Abwehry Wilhelm Canaris. Jej wykonawcami było zaś ośmiu Niemców, którzy wcześniej mieszkali w USA. Mało tego, dwóch z nich, 36-letni Ernst Burger i 22-letni Herbert Haupt, miało amerykańskie obywatelstwo.
Film o tej sensacyjnej misji „Atak na Amerykę: 11 września Adolfa Hitlera” zostanie w sobotę wyemitowany w niemieckiej telewizji. Jego autorzy zwracają uwagę na podobieństwo planów Abwehry z zamachami z 2001 roku. Jak jednak pisze „Daily Mail”, niemieccy komandosi mieli mniej szczęścia niż terroryści z al Kaidy.
Po przybyciu na teren USA dwóch dywersantów – Burgera i niejakiego Johna Dascha – zaczęły nachodzić wątpliwości. Załamali się i oddali w ręce FBI. Kolejnej nocy służby specjalne otoczyły i aresztowały pozostałych mężczyzn. Wszystko działo się w największej tajemnicy. Szef FBI John Edgar Hoover obawiał się bowiem „wybuchu paniki”.