Dotychczas włoscy biskupi zabierali głos w kwestiach politycznych wyłącznie wtedy, gdy godziły w podstawy nauki Kościoła. Walczyli z komunizmem, z prawem do rozwodu i aborcji. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch kardynał Angelo Bagnasco ze względu na powagę sytuacji zdecydował się jednak na bezpośrednią ingerencję w politykę. – Konflikty natury osobistej zahamowały kraj – powiedział, by retorycznie spytać, czy naprawdę Włochy nie mają większych problemów. Wezwał do umiaru i rozsądku, bo tego potrzebuje kraj wciągnięty przez polityków i media w osobistą polityczną kłótnię.
To aluzja do konfliktu między premierem Silviem Berlusconim i jego niegdyś najbliższym sojusznikiem, a dziś największym wrogiem Gianfranco Finim, przewodniczącym Izby Deputowanych. Fini wyprowadził z partii Berlusconiego swoich ludzi (33 deputowanych i dziesięciu senatorów) i jeśli ci będą głosować z opozycją, rząd upadnie. Alternatywą są przyspieszone o dwa i pół roku wybory, a Włochy potrzebują reform, a nie wyborów.
Mógłby ewentualnie powstać przejściowy rząd „ekspertów“, co we włoskiej rzeczywistości oznacza jednak dryfowanie kraju do chwili rozpisania wyborów.
Wojna między Finim a Berlusconim przekroczyła już wszelkie granice. Fini uważa, że premier dąży do dyktatury. Należący do rodziny Berlusconich dziennik „Il Giornale“ wypomniał z kolei Finiemu, że za jedną piątą ceny rynkowej sprzedał swojemu szwagrowi Giancarlo Tullianiemu należące do jego partii mieszkanie w Monte Carlo. Afera nazwana Szwagropol nie schodzi z pierwszych stron gazet. O niczym innym właściwie się teraz we Włoszech nie mówi.
Fini po dwóch miesiącach milczenia tłumaczył się w ostatnią sobotę przed narodem w telewizyjnym przesłaniu, ale nikogo nie przekonał. Zrzucił winę na nieuczciwego szwagra, który rzekomo przekonał go, by sprzedać majątek partii, podarowany jej przez włoską arystokratkę na mocy testamentu, podejrzanej spółce w raju podatkowym Saint Lucia na Morzu Karaibskim.