„Jesteśmy głęboko zawstydzeni, że po potwornych zbrodniach reżimu narodowosocjalistycznego ideologia skrajnie prawicowa daje o sobie znać serią niewiarygodnych morderstw" – w ten sposób zamanifestował wczoraj Bundestag swe oburzenie z powodu nieudolności niemieckich służb specjalnych, bezradnych wobec neonazistowskich terrorystów z Zwickau.
Ugrupowanie o nazwie Podziemie Narodowosocjalistyczne (NSU) ma na swym koncie dziesięć ofiar śmiertelnych: ośmiu Turków, Greka oraz niemiecką policjantkę. NSU mordowała przez siedem lat niejako pod okiem niemieckiego Urzędu Ochrony Konstytucji, czyli kontrwywiadu. Infiltruje on od dawna w majestacie prawa niemieckie środowiska neonazistowskie i ma w nich co najmniej setkę agentów.
– Zawiódł na całej linii. To największy skandal z udziałem służb specjalnych w najnowszej historii Niemiec – przekonuje „Rz" Cornelius Ochmann, politolog z Fundacji Bertelsmanna. Eksperci są zgodni, że skoncentrowane na poszukiwaniach terrorystów islamskich służby bezpieczeństwa zignorowały zagrożenie terroryzmem neonazistowskim. – Czy NSU nie działała w porozumieniu z pracownikami kontrwywiadu? – pytają media. Pytanie uzasadnione, bo wiadomo już, iż kilkuosobowa komórka NSU miała około 20 aktywnych pomocników, po części znanych w kontrwywiadzie. Od czasów lewackiej Frakcji Czerwonej Armii (RAF) nie było w Niemczech tak silnej grupy terrorystycznej.