Turecka dyplomacja zabiega o udział kilkudziesięciu krajów w konferencji poświęconej Syrii. Zablokowanie przez Rosję i Chiny rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ wzywającej prezydenta Baszara Asada do dymisji obnażyło bezradność wspólnoty międzynarodowej i ośmieliło reżim. Syryjska armia wytoczyła najcięższe działa przeciwko opozycji. Miasto Homs było wczoraj ostrzeliwane rakietami i pociskami moździerzowymi. Zginęło kilkadziesiąt osób. Sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun potępił użycie ciężkiej broni.
– Nie pozwolimy, by tyrania przetrwała w Syrii i pogrążyła region w chaosie – ostrzegł szef tureckiej dyplomacji Ahmet Davutoglu przed wylotem do Waszyngtonu, gdzie ma przedstawić plan konferencji.
– Turcja chce zebrać wszystkie kraje, które myślą podobnie i uważają, że rozlew krwi trzeba natychmiast zakończyć. Ma to pokazać, że mimo paraliżu ONZ wspólnota międzynarodowa jest przeciwko Asadowi – mówi „Rz" Osman Bahadir Dincer z International Strategic Research Organisation (USAK) w Ankarze.
Eksperci są zgodni, że bez poparcia ONZ opcja militarna jest wykluczona. Ale kilkadziesiąt państw demonstrujących stanowczość mogłoby zmusić reżim do zmiany przywódcy. Na taki scenariusz miał nalegać w Damaszku szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow.
– Zgodnie z rosyjskim planem należy się pozbyć Asada, ale utrzymać reżim rządzący krajem. Jeśli taki kompromis poprze wspólnota międzynarodowa, to także syryjska opozycja będzie musiała go zaakceptować. Przywróci to spokój, a rosyjskie interesy nie ucierpią – tłumaczy Dincer.