Od wczoraj Chiny nie schodzą z pierwszych stron gazet. Kłopoty chińskiej giełdy, najgorsze noworoczne otwarcie notowań w historii, nowy system automatycznego wstrzymywania giełdy - to wszystko sprawia, że czarne scenariusze z Państwem Środka jako centrum kolejnego światowego kryzysu mnożą się bez liku.
W prowincji Henan, w okolicach regionu Tongxu panuje jednak zupełnie inna atmosfera. Pośrodku pustkowia staje gigantyczna statua. To przewodniczący Mao w pozycji siedzącej z dłońmi złożonymi na kolanach. Jest złotego koloru i mierzy 37 metrów. Prezentuje się imponująco nie tylko ze względu na kolor kojarzony w Chinach z pomyślnością, ale przede wszystkim na rozmiary. Wielki niczym apartamentowiec spogląda w zamyśleniu na spowite mgłą (kto wie, czy nie smogiem) pobliskie tereny.
Pomnik sponsorowany jest przez lokalnego biznesmena. Kosztował go do tej pory 460 tys. dolarów. W zbiórce środków brali także udział okoliczni mieszkańcy. Sytuacja jest na tyle nietypowa, że to właśnie ten region znacznie ucierpiał w latach 50. ubiegłego wieku ze względu na błędy w polityce rolnej i ekonomicznej Mao. Z głodu zmarło wówczas kilka milionów Chińczyków. Liczbę ofiar szacuje się nawet na 45 mln.
Budowa gigantycznego byłego przywódcy spotyka się z krytyka internautów, jednak z drugiej strony obecny prezydent celuje w bycie godnym następcą Mao. Jako drugi w historii szef państwa wygłosił podczas nowego roku przemówienie skierowane bezpośrednio do żołnierzy. Przed nim robił tak tylko Wielki Sternik. Xi Jinping wielokrotnie podkreśla zasługi przewodniczącego dla kraju. Statua ma stanąć 40 lat po śmierci Mao.