Na Białorusi mieszka kilkaset tysięcy Polaków, ale działają jedynie dwie polskie szkoły, w Grodnie i Wołkowysku, które zostały wybudowane na koszt państwa polskiego. Ale nawet one są dzisiaj zagrożone likwidacją.
Chodzi o zmiany, które Ministerstwo Edukacji Białorusi zamierza wprowadzić do ustawy dotyczącej działalności naukowej i oświaty. Proponuje m.in., by w szkołach mniejszości narodowych przedmioty: człowiek i społeczeństwo, historia Białorusi, historia światowa, wiedza o społeczeństwie oraz geografia, były wykładane w jednym z dwóch języków państwowych. Na dodatek „na prośbę uczniów" lista przedmiotów „wykładanych w języku państwowym" ma być poszerzana.
Chodzi raczej o język rosyjski, który dominuje na Białorusi na wszystkich szczeblach życia codziennego.
Apel do Łukaszenki
– To de facto oznacza likwidację polskich szkół. Zostałyby zrusyfikowane, a w języku ojczystym pozostanie tam jedynie język polski i literatura – mówi „Rzeczpospolitej" Andżelika Borys, szefowa nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB). We wtorek organizacja w obronie polskich szkół rozpoczęła protest i zbiórkę podpisów.
Robi to już nie po raz pierwszy, gdyż swoje plany Ministerstwo Edukacji Białorusi ogłosiło jeszcze w 2014 roku. Wtedy ZPB przekazał resortowi podpisany przez ponad 1200 osób apel. Sprawa ucichła, ale ministerstwo z pomysłu się nie wycofało. Projekt nowelizacji ustawy niebawem ma zostać przekazany do parlamentu. Tym razem obrońców polskich szkół może być jeszcze więcej, a ich podpisy mają trafić na biurko prezydenta Łukaszenki, który niedawno gościł u siebie wysokiej rangi polskich polityków i mówił o wspólnej historii i przyjaźni.