300 tysięcy złotych poręczenia za Beatę Sawicką wpłynęło wczoraj na konto Sądu Okręgowego w Poznaniu. Pieniądze wyłożył Aleksander Pociej, jeden z jej obrońców.
Sawicka jest podejrzana o podżeganie i nakłanianie do korupcji oraz przyjęcie 100 tysięcy złotych za pomoc w ustawieniu przetargu na atrakcyjną działkę nad morzem. Grozi za to do dziesięciu lat więzienia.
Sąd pierwszej instancji nie zgodził się na jej aresztowanie. Prokuratura odwołała się od wyroku. Przed tygodniem sąd okręgowy orzekł, że Sawicka musi wpłacić kaucję, inaczej trafi do aresztu. Była posłanka zrobiła to w ostatniej chwili. Pieniądze wyłożył jej obrońca.
– Uznałem, że 300 tysięcy to kwota absolutnie niewspółmierna do możliwości finansowych mojej klientki. Poza tym chcę jej zapewnić uczciwy proces. Zależy nam na przedstawieniu nie tylko samej sprawy, ale też jej tła. Gdyby moja klientka została aresztowana, prawda mogłaby nie wyjść na jaw – tłumaczy Pociej. Jeśli Sawicka będzie utrudniała śledztwo, pieniądze przepadną. Jeśli nie – zostaną zwrócone.
– Sąd może podjąć taką decyzję nawet przed zakończeniem postępowania – mówi Jarema Sawiński, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu.Co na to prokuratura? – Moim zdaniem tak wysoka kwota w pełni zabezpieczy tok śledztwa. Z orzeczeniem sądu pierwszej instancji nie mogliśmy się zgodzić, bo odebranie paszportu w przededniu wejścia Polski do strefy Schengen nie jest żadnym zabezpieczeniem – uważa Andrzej Laskowski z poznańskiego oddziału Biura do spraw Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej.