Separatyści górą w Quebecu

Zwolennicy niepodległości francuskojęzycznej prowincji wygrali wybory. Ich radość przyćmił atak uzbrojonego mężczyzny podczas przemówienia przyszłej pani premier

Publikacja: 06.09.2012 04:31

Zwolennicy niepodległości francuskojęzycznej prowincji świętujący zwycięstwo

Zwolennicy niepodległości francuskojęzycznej prowincji świętujący zwycięstwo

Foto: AFP

Partia Quebecois ma minimalną przewagę nad przeciwnikami, zdobyła 31,9 proc. głosów (i 54 ze 125 miejsc w parlamencie prowincji). Dotychczas rządzący liberałowie dostali 31,2 proc. głosów (50 miejsc), a ich przywódca, premier Jean Charest, utracił mandat. Nowo powstała Koalicja Przyszłość Quebeku (CAO) otrzymała co prawda 26 proc. głosów, ale tylko 19 miejsc.

– Z europejskiego punktu widzenia liberałowie i CAQ mogliby stworzyć rząd koalicyjny. Ale tradycja kanadyjska jest inna. Wystarczy mieć jeden mandat więcej niż inne partie, by otrzymać misję tworzenia gabinetu – powiedział „Rz" prof. Nelson Wiseman, politolog z Uniwersytetu Toronto.

I dlatego pani Pauline Marois zostanie pierwszym premierem – kobietą w tej francuskojęzycznej prowincji. Była już wcześniej ministrem w rządzie PQ – najpierw ds. statusu kobiet, a potem pracy. W 2007 została przywódczynią opozycyjnej wówczas Partii Quebecois. Ostatnią kampanię wyborczą prowadziła, unikając podkreślania walki o niepodległość, dowodząc, że przeżarci korupcją liberałowie mogą być zastąpieni jedynie przez PQ. I dlatego też głosowało na nią bardzo wielu mieszkańców prowincji, wcale niezainteresowanych odłączeniem od Kanady.

– Wygrana separatystów nie oznacza skrętu w lewo, bo Marois ma prawicowe poglądy. Nie oznacza też, że szybko dojdzie do kolejnego referendum niepodległościowego w Quebecu, bo Marois zdecyduje się na nie tylko wówczas, gdy będzie mieć pewność wygranej – twierdzi prof. Wiseman. Według najnowszych badań większość mieszkańców prowincji nie chce żadnego referendum, a gdyby głosowanie jednak zorganizowano, to „za" byłoby zaledwie 28 proc. wyborców.

Jak pisał wpływowy dziennik "The Globe and Mail", PQ dołączyła do separatystów realizujących "plan B" i działających w Katalonii i Szkocji. Chodzi im o to, by ograniczyć wpływ centrum – Madrytu, Londynu czy Ottawy – do minimum i przejąć jak najwięcej uprawnień. W samym Quebecu rząd będzie się na razie borykał głównie z dużym deficytem budżetowym.

Gdy pani Marois przemawiała w Montrealu, świętując zwycięstwo, 62–letni mężczyzna krzycząc, że "Anglicy się budzą", wdarł się do pobliskiego holu i rozpoczął strzelaninę, raniąc śmiertelnie jedną i poważnie drugą osobę. Policjanci przerwali przyszłej pani premier i wyprowadzili ją w bezpieczne miejsce. Niewykluczone, że celem ataku miała być sama Pauline Marois.

Partia Quebecois ma minimalną przewagę nad przeciwnikami, zdobyła 31,9 proc. głosów (i 54 ze 125 miejsc w parlamencie prowincji). Dotychczas rządzący liberałowie dostali 31,2 proc. głosów (50 miejsc), a ich przywódca, premier Jean Charest, utracił mandat. Nowo powstała Koalicja Przyszłość Quebeku (CAO) otrzymała co prawda 26 proc. głosów, ale tylko 19 miejsc.

– Z europejskiego punktu widzenia liberałowie i CAQ mogliby stworzyć rząd koalicyjny. Ale tradycja kanadyjska jest inna. Wystarczy mieć jeden mandat więcej niż inne partie, by otrzymać misję tworzenia gabinetu – powiedział „Rz" prof. Nelson Wiseman, politolog z Uniwersytetu Toronto.

Społeczeństwo
72 godziny kryzysu. Unia apeluje, by minimum na taki czas zgromadzić zapasy
Społeczeństwo
Alarmujące dane z Wielkiej Brytanii o woreczkach nikotynowych. Najnowsze wyniki badań dotyczą dzieci
Społeczeństwo
Gwardia Narodowa na ulicach Los Angeles. Protesty przeciwko polityce Donalda Trumpa ws. migracji
Społeczeństwo
Protesty w Los Angeles, Trump wysyła Gwardię Narodową. Gubernator: Chce widowiska
Społeczeństwo
Już nie USA i nawet nie Ukraina. Kogo Rosjanie uważają za głównego wroga?