Zamiast na dom Chińczyka podejrzewanego o pranie brudnych pieniędzy ABW urządziła nalot na dom też obcokrajowca, ale Słowaka. Później były przeprosiny, lecz Agencja miała pecha: poszkodowany to menedżer wysokiego szczebla w międzynarodowym koncernie z branży medycznej, łatwo nie odpuszcza. Za stres i utratę zdrowia zażądał odszkodowania, sprawa oparła się o konsula i szefów ABW, bada ją prokuratura.
„Pourazowy zespół bólowy"
Kiedy się spotykamy, energiczny 40-latek w eleganckim garniturze opowiada ze szczegółami o tym, co zafundowała mu ABW. – Wpadli jak burza, myślałem, że wdarli się bandyci – wspomina Michał C. (prosi o niepodawanie nazwiska). Z żoną i dwójką dzieci mieszka w Konstancinie pod Warszawą w wynajętym domu.
Horror przeżył 12 grudnia 2013 r. O szóstej rano usłyszał hałas na dole. Zszedł z sypialni i ujrzał kobietę dobijającą się do drzwi. Otworzył, sądząc, że potrzebuje pomocy. – Wtedy wtargnęli zamaskowani ludzie z bronią. Ubrani na czarno, z latarkami przy karabinach. Krzyczeli, jeden wciskał mi lufę w ramię, popychał, aż upadłem na podłogę. W krzyżu poczułem silny ból – opowiada.
Po chwili weszli kolejni intruzi. Kobieta, która się dobijała do drzwi, pytała leżącego, jak się nazywa i czy to dom pod numerem 8. – Mężczyzna we mnie celował – mówi menedżer.
Kiedy funkcjonariuszom wyjaśnił, że mieszka pod szóstką, przybysze zaczęli dopytywać o sąsiada spod ósemki. – Podali dziwnie brzmiące nazwisko i pytali, czy domy się łączą – opowiada C. Gdy jego żona wyjaśniła, że obok mieszka chińska rodzina, a przejścia nie ma, ekipa ruszyła do wyjścia. – Wtedy na ich kamizelkach zobaczyłem napis „ABW". W internecie sprawdziłem, że to służba specjalna – mówi menedżer.