Rz: Jak to jest możliwe, że przez kilka miesięcy chodzi po stolicy Aleksander Lichocki, wysoki rangą emerytowany oficer służb wojskowych, oferując aneks do raportu z weryfikacji WSI, a nikt na to nie reaguje? Przecież o sprawie od miesięcy pisał „Dziennik”.
Antoni Macierewicz (PiS): Temu, że pan pułkownik L. chodzi i opowiada dziwne rzeczy, to ja się specjalnie nie dziwię.
Nie dziwi się pan?
Bo jest to członek grupy przestępczej, która podejmowała działania dywersyjne w stosunku do polskich partii politycznych na początku lat 90., podobnie jak robił to płk Jan Lesiak. Robiono to na polecenie kierownictwa WSI. Cała sprawa jest dokładnie opisana w pierwszej części raportu. Niestety, media niespecjalnie zajęły się raportem i nie przeanalizowały zawartych w nim informacji. Ten człowiek nadal więc uprawia tego typu działalność. Dziwi mnie, że tak doświadczeni dziennikarze śledczy „Dziennika” dali się nabrać pułkownikowi L. i ludziom z nim związanym. I przez kilka miesięcy pisali bzdurne informacje, twierdząc m.in., że aneks jest gdzieś do kupienia.
Dlaczego używa pan inicjału L. w odniesieniu do emerytowanego pułkownika? Żeby brzmiało to tajemniczo i dramatycznie? Przecież on jest wymieniony z imienia i nazwiska w pierwszym raporcie.