Afera z pozwoleniami na broń sportową wydawanymi w Wojewódzkiej Komendzie Policji w Łodzi wybuchła w 2007 r. Policjanci podczas przeszukiwania domu podejrzanego o przynależność do gangu znaleźli dwa pistolety na ostrą i gazową amunicję. Okazało się, że nabył je jako członek sportowej sekcji strzeleckiej 11 lat wcześniej. Ale ani o zakupie, ani o skreśleniu mężczyzny z listy członków klubu nie było śladu w Krajowym Systemie Informacji Policyjnej.

Prokuratura postawiła zajmującej się wydawaniem zezwoleń Małgorzacie Gałązce, szefowej związków pracowników cywilnych w łódzkiej komendzie, zarzut przestępstwa urzędniczego. Gałązka w rozmowie z „Rz” zapewniała: – Nie ponoszę winy za zaginione akta, które zdałam w 2005 roku i nie wiem, co się z nimi potem działo.

Śledczy sprawę umorzyli. – Akta zaginęły z jej winy, ale były to jedynie zaniedbania i konsekwencje wobec specjalistki powinni wyciągnąć przełożeni – mówił wówczas Witold Błaszczyk z piotrkowskiej prokuratury.

Okazało się jednak, że brakuje nie tylko dokumentów, ale i pieniędzy, które wpłacali składający wnioski (po 212 zł). Nigdy nie trafiły do kasy miasta, gdzie policja powinna je przekazać. Dlatego śledztwo znów ruszyło. – Postępowanie zostało wszczęte ponownie, bowiem pojawiły się nowe materiały dowodowe w sprawie – mówi prokurator Błaszczyk.