Przez cały przyszły rok część naszych komandosów będzie pełniła dyżur w ramach Sił Odpowiedzi NATO. W ciągu kilku dni będą mogli zostać przerzuceni w każdy rejon świata – od Arktyki po tropikalną dżunglę. – Praktycznie przez cały czas będą pod gwizdkiem – obrazowo opisuje Jarosław Rybak, ekspert zajmujący się wojskami specjalnymi.
Całoroczny natowski dyżur będą pełniły zespoły z Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu, Formozy z Gdyni oraz piloci 7. Eskadry Działań Specjalnych z 33. Bazy Lotnictwa Transportowego. Będą ich także wspierali komandosi z krakowskiej jednostki Nil oraz gliwickiego Agata.
Pieczę nad całym komponentem wojsk specjalnych w ramach Sił Odpowiedzi NATO będą sprawowali polscy dowódcy z krakowskiego Centrum Operacji Specjalnych. Zespołem tym będzie dowodził gen. bryg. Jerzy Gut, dzisiaj szef Centrum Operacji Specjalnych. Armia nie ujawnia, jak liczny będzie zespół dowodzony przez naszych komandosów, ale w 75 proc. będzie on się składał z Polaków. Będą im podlegali komandosi z Chorwacji, Estonii, Holandii, Litwy, Norwegii, Słowacji, Turcji i Węgier.
– Polscy żołnierze znaleźli się w grupie zaledwie kilku krajów, które mają zdolność dowodzenia operacjami specjalnymi NATO. Sztuką nie jest to, że komandosi zostali wyszkoleni, to można łatwo zrobić, ważniejsze było to, że zostało zbudowane dowództwo wojsk specjalnych. Nasi dowódcy pracowali według standardów i procedur stworzonych przez NATO – dodaje Jarosław Rybak. W tej chwili operacjami wojsk specjalnych mogą dowodzić komandosi z siedmiu krajów, m.in. z USA, Francji, Turcji, Wielkiej Brytanii.
Osiągnięcie tego poziomu poprzedziło sześć lat przygotowań. Nie tylko została zbudowana struktura dowodzenia, ale także żołnierze przeszli cykl szkoleń i ćwiczeń. We wrześniu w czasie manewrów „Noble Sword-14", które odbyły się na poligonach w Polsce i na Litwie, nasi specjaliści przeszli ostateczny test. Otrzymali ocenę celującą.