Wynika to z dyrektywy 2009/81/WE, która, chociaż nie została wdrożona do krajowych przepisów, jednak obowiązuje.
– Polski przemysł zbrojeniowy, który nigdy nie został dokapitalizowany, nie będzie w stanie rywalizować z zagranicznymi koncernami na rynkowych zasadach – mówi Józef Zakrzewski, dyrektor ds. strategii i zarządzania Bumaru. – Chodzi o przemysł strategiczny dla bezpieczeństwa kraju. Brak zamówień, które zapewniłyby bieżącą działalność, spowoduje, że w razie konfliktu zbrojnego nie będziemy mieć zdolności produkcyjnej – tłumaczy.
Bez preferencji
Nasz przemysł zbrojeniowy ma żal do rządu, że nie zadbał o zabezpieczenie jego interesów. Wiele krajów odwlekło otwarcie swoich rynków, zawierając umowy wieloletnie na dostawę sprzętu. Do umów zawartych przed wejściem dyrektywy nie trzeba stosować jej przepisów. W Polsce zakontraktowano stosunkowo niewiele dostaw. Nowe umowy będą już musiały być zawierane zgodnie z dyrektywą. Nie oznacza to jednak, że każde zlecenie musi być udzielane w otwartym przetargu. Ministerstwo Obrony Narodowej może się powołać na istotny interes bezpieczeństwa państwa.
Zdaniem polskiej zbrojeniówki
większość sumy na unowocześnienie armii już dawno powinna być zakontraktowana w umowach wieloletnich.