Miejsce, w którym znajduje się dziś nowojorska oaza zieleni, mogło wyglądać zupełnie inaczej. Władze miasta rozważały przeznaczenie tego terenu pod zabudowę. To oznaczałoby sprzedaż działek i realne wpływy do miejskiej kasy. Wygrała jednak koncepcja zielonej oazy. - Jak pokazują dzisiejsze badania, miasto wkrótce zarobiło więcej, niż gdyby po prostu sprzedało ten teren pod inwestycje budowlane - mówi dr Marzena Suchocka ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
Po 20 latach od powstania Central Parku tereny wokół niego nabrały nieoczekiwanie dodatkowej wartości. Inwestycja zwróciła się z nawiązką, bo miasto zarobiło więcej na podatkach z okolicznych działek i mieszkań. - Tam gdzie jest więcej zieleni, ludzie chętniej przebywają, kupują, wynajmują. Nieprawdą więc jest, że drzewa na siebie nie zarabiają - podsumowuje dr Suchocka. W dodatku tereny zielone w miastach niosą ze sobą wartość, którą trudno wycenić. Central Park stał się ulubionym miejscem spotkań, wypoczynku i asymilacji nowojorczyków.
Tymczasem w Polsce drzewa wciąż przegrywają z kolejnymi inwestycjami. Tam, gdzie buduje się najwięcej, jest ich coraz mniej. Najwyższa Izba Kontroli postanowiła sprawdzić, czy prawo pozwala dziś na realną ochronę drzew podczas powstawania nowych dróg, osiedli i galerii handlowych. A jeśli tak, to czy instytucje publiczne potrafią z tego prawa skorzystać.
Kontrolę poprzedził panel ekspertów. O tym, jak uniknąć sprzeczności między interesami inwestorów a ochroną drzew dyskutowali w siedzibie NIK urzędnicy, przedsiębiorcy, ekolodzy oraz przedstawiciele środowiska akademickiego.
Nikt nie wie, ile drzew jest w miastach
Paweł Lisicki z warszawskiego Biura Ochrony Środowiska zwrócił uwagę, że w polskich miastach brakuje inwentaryzacji terenów zielonych. W Warszawie np. powstał dopiero plan takiego spisu. Nikt nie wie, ile drzew rośnie na terenach aglomeracji, a to utrudnia ich skuteczną ochronę. Krzysztof Worobiec ze stowarzyszenia „Sadyba" podał przykład Berlina, w którym wszystkie drzewa są dokładnie policzone. - Każde z nich ma swoją tabliczkę z numerem i teczkę w urzędzie. Tymczasem nasi burmistrzowie i prezydenci miast zapominają, że są także organami ochrony przyrody - mówi Worobiec.