Legnickie jury przejrzało prawie trzy tysiące prac. Większość odrzuciło. Zasadnie. Ale nawet triumfatorom satyrycznego turnieju daleko do światowego mistrzostwa. Osiągają co najwyżej szczebel gminny...
Muzeum Karykatury nic mnie nie rozśmieszyło. Powód? Satyryk rysownik przeobraził się w ilustratora. Fakt, trefnisie nie mają gdzie ćwiczyć coraz mniej pism publikuje ich prace. Pozostają konkursy, których też niewiele. Legnica stara się ocalić honor humorystów. Ale dziś Satyrykon przypomina Lenina: zabalsamowany, nikomu niestraszny trup.
Kiedyś prasowe dowcipy miały siłę katiuszy. Stanowiły intelektualny probierz dla odbiorców. Teraz rysownicy mizdrzą się do widza na najniższym poziomie. Brak błyskotliwych pomysłów nadrabiają wypoconym warsztatem. Ich płody to ilustrowane banały, nie zaś mocna, trafna diagnoza współczesności.
Teoretycznie tematy leżą na ulicy. Jednak rysownicy najwyraźniej po niej nie chodzą. Stracili kontakt ze zwykłym życiem. Słabość satyry skłoniła Legnicę do sięgnięcia po hasła zastępcze. Już zapowiedziano, że w przyszłym roku motywem wiodącym będzie kobieta. Może być niezły cyrk, gdy do akcji włączą się feministki. Od dwóch lat trwa nagonka na zwierzęta: najpierw koty, teraz psy. Wszystko rozumieją, tylko nie potrafią mówić. Niestety w ich imieniu wypowiadają się rysownicy.
Gdzie podziały się umowne, syntetyczne szkice, jedną kreską trafiające w sedno sprawy? Gdzie improwizacja, brawura, wdzięk? A przede wszystkim, co stało się z poczuciem humoru?