Premier Tusk działa metodą kolejnych zrywów, na co dzień przekonując nas, że jest byczo, nic więc robić nie trzeba, w czym jego ekipa jest najlepsza. Co jakiś czas jednak, gdy obywatele porównywać zaczynają propagandę sukcesu z rzeczywistością, rozpoczyna się kolejna kampania. A to radziliśmy wszyscy nad naprawą służby zdrowia, czego efektami cieszymy się dzisiaj; a to premier wzywał ministrów i z triumfem wyciągał od nich zaskórniaki, gdy wydatki państwa rosły; a to przystępowaliśmy do euro (pierwszy termin 2011 rok); a to… po drodze kastrowaliśmy pedofilów, Palikot zbudował nam "przyjazne państwo" i rozpoczęliśmy brutalną walkę z dopalaczami.

Wszystko wskazuje na to, że następna ofensywa zakończy się tym samym i zostawi po sobie wyłącznie sterty nieprzemyślanych ustaw, które blokowały będą i tak z trudem funkcjonujące państwo.

Prof. Witold Modzelewski stwierdził, że polskie regulacje dotyczące podatku VAT mieszczą się na… 12 tys. stron. Swoją drogą casus prof. Modzelewskiego to jedna z wielu nienapisanych kart historii III RP. Wieloletni wiceminister finansów, współtwórca polskiego systemu podatkowego, zwłaszcza VAT, dziś w ścisłej czołówce doradców w tej dziedzinie. I rzeczywiście. Kto będzie w stanie rozeznać się w tej materii jak nie jej twórca. Pamiętam publiczne wystąpienie Modzelewskiego, który protestował przeciw upraszczaniu systemu podatkowego, zachwycając się pięknem jego złożoności – nie żartuję. Dziś protestuje on przeciw jego komplikacji. Jego następcy system twórczo rozwijają, być może przygotowując sobie miejsca na szczycie rankingu doradców podatkowych, w miejsce zagubionego w nowych meandrach Modzelewskiego.

Tego typu system niszczy samą ideę prawa, daje ogromną władzę w ręce biurokracji i powoduje, że na rynku przetrwać może wyłącznie ktoś, kogo stać na wynajęcie Modzelewskiego.

A przed nami jesienna ofensywa legislacyjna.