Jak informuje portal kontakt24.pl:
Do zdarzenia miało dojść we wtorek rano o godzinie 7.00, w jednym z bloków na warszawskiej Pradze Południe. "Grozili, że wyważą drzwi, byłem wtedy w samej bieliźnie. Kazali mi uklęknąć i wymierzyli w moją stronę broń" - opowiada nam Mateusz Janiszewski. Funkcjonariusze szybko zorientowali się, że to nie on jest poszukiwaną osobą. "Przeszukali mieszkanie, sprawdzili czy oprócz mnie nikt w nim nie przebywa. Po chwili jeden z nich powiedział "to nie on", po czym przeprosili za pomyłkę i opuścili moje mieszkanie" - tłumaczył. Poszkodowany miewa kłopoty z sercem i po zdarzeniu znalazł się w szpitalu. Sprawę zamierza skierować do sądu. Zaistniała sytuacja jest dla pokrzywdzonego szokująca: "Rozumiem, że jest to sprawa medialna, że chodziło o "Starucha", ale nawet traktowanie kibiców w ten sposób, moim zdaniem nie jest odpowiednie. Ja dzięki tej sytuacji straciłem dużo nerwów i zdrowia także" - opowiadał Mateusz. Mężczyzna utrzymuje, że "Starucha" nawet nie zna, a na meczu ostanio był 10 lat temu.
O osiągnięciach policji w walce z stadionowym bandytyzmem pisaliśmy w materiale „Echa policyjnej akcji przeciw kibolom”. Jak widać, pomyłki się zdarzają. Zastanawiamy się, czy nie jest to efekt zbytniego pośpiechu w wypełnianiu poleceń służbowych. No, ale w końcu sam premier czeka na wyniki tej operacji. Na marginesie: kibice w salonie24 pytają, dlaczego nie zamknięto stadionu Lechii Gdańsk, po burdach, jakie jej fani urządzili po meczu z Cracovią. Ech, ci kibice. Skąd w nich nagle tyle naiwności?