Mecz bez kibiców to jak Luwr bez Mony Lisy. Niby jest na co patrzeć, ale jednak czegoś brakuje. Dlatego zamykanie stadionów częściowe czy całkowite - budzi smutek - pisze Zimoch.
Od kilku dni w dyskusji o bezpieczeństwie na polskich stadionach wyczuwam hipokryzję. I to do setnej potęgi. Bo choć odpowiedź jest banalnie prosta, to wydaje mi się, że nie brakuje takich - co niemal zawsze - chcą zaprzeczać odkryciom Kopernika, twierdzić, że Pitagoras nie miał racji, że a(kwadrat) + b(kwadrat) + c(kwadrat), a Wisła (rzeka) lepiej, jakby płynęła z północy na południe.?
Dziennikarz nie uważa, że na trybunach sportowych należy wymagać od wszystkich absolutnej kultury czy zasad savoir vivre.
Nie wymagam, by i na stadionach wszystko było wypolerowane - od krzesełka po usta kibiców. Ale chcę by było bezpiecznie. Normalnie. Fajnie. I kiedy wydaje się, że to takie proste, to jak to często w Polsce - twierdzimy, że to wyjątkowo trudne. I od lat tak gadamy, gadamy, gadamy... Kibic nie musi być nazywany kibolem. Mecz nie musi być kojarzony z wyjątkową mobilizacją sił porządkowych.?
Nie toczmy w tej prostej sprawie jałowej dyskusji. Nie warto. Siła państwa, siła klubów, siła piłkarzy i siła kibiców składa się bowiem na siłę piłki nożnej - kończy komentator sportowy.?