W  obszernym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Krzysztof Markowicz "Litar”, szef stowarzyszenia Wiara Lecha opowiada m.in. o kulisach stadionowych „opraw”, nagonce „Gazety Wyborczej” oraz akcjach charytatywnych organizowanych przez kibiców

Działania rządu niewiele mają wspólnego z tępieniem chuliganów. Raczej z pokazówką. My nie protestujemy przeciwko „walce z chuligaństwem i bandytyzmem na stadionach”. Wskazujemy w naszym proteście na kwestie naginania praw obywatelskich pod pozorem walki z rzekomymi bandytami. Zasadne jest przecież pytanie – dlaczego za awanturę, którą wywołała kilkudziesięcioosobowa grupa w Bydgoszczy, karze się kilkadziesiąt tysięcy kibiców w całej Polsce zamykaniem stadionów? Przecież to forma odpowiedzialności zbiorowej rodem z PRL.

"Litar" podkreśla:

Zakazano kibicom jeżdżenia na mecze wyjazdowe swoich zespołów. I to niezależnie od ligi. Co ma wspólnego drużyna i jej kibice z IV ligi czy A klasy ze zdarzeniami z Bydgoszczy? To są kolejne dziesiątki tysięcy ludzi, fanów sportu, których dotykają nieuzasadnione represje. Zakaz stadionowy można dostać i takie rzeczy się dzieją, za przeklinanie na stadionie. Powiesz „o k…” po jakiejś akcji piłkarzy, przyuważy cię ochrona i masz zakaz stadionowy. Piłka to jest sport, który budzi olbrzymie emocje. Po to się chodzi na trybuny, by te emocje wspólnie przeżywać. Reperkusje aktualnych działań najbardziej dotykają ludzi tworzących oprawy i atmosferę na stadionach. A przecież doping i oprawy robione przez kibiców przy tak marnej jakości produktu, jakim jest nasza ekstraklasa, są czymś, co go ratuje. Powoływanie się na przykłady Anglii czy Hiszpanii jest bez sensu. Tamtejsi kibice mogą na co dzień oglądać najlepszą piłkę na świecie i sama gra dostarcza im emocji. W Polsce tak nie jest.?