Mariusz Janicki i Wiesław Władyka w "Polityce" zniechęcają do wyborów?

Mariusz Janicki i Wiesław Władyka jak mantrę powtarzają dziś teorię, że PiS chce zniechęcić Polaków do pójścia na wybory. Jednocześnie sami skutecznie "zohydzają" polską politykę

Publikacja: 24.08.2011 12:43

Mariusz Janicki i Wiesław Władyka w "Polityce" zniechęcają do wyborów?

Foto: W Sieci Opinii

Autorzy tekstu piszą o niezdecydowanych wyborcach:

Głównym celem PiS nie będzie pozyskiwanie nowych wyborców, ale odwodzenie od wyborów ludzi, którzy ponadstandardowo zwiększyli frekwencję w 2007 r. i poparli Platformę. Jeśli teraz zostaną w domach, partia Kaczyńskiego wyjdzie na swoje. To zdecyduje o wyniku wyborów, gdyż najtwardsze elektoraty PO i PiS są liczbowo zbliżone. Kaczyński wie, że nie jest w stanie mentalnie dotrzeć do wyborców PO na tyle, aby skłonić ich do głosowania na swoją partię, ta socjologiczna przepaść jest nie do zasypania. On chce tylko osłabić motywację, przyczernić w ogóle obraz polityki jako dziedziny marnej, gdzie nie dostaje się tego, na co się umawiało. A wyniki ostatnich sondaży pokazują, że wyraźnie rośnie liczba „niezdecydowanych”, co może świadczyć o skuteczności kampanii zniechęcania, zwłaszcza że nawet ci, którzy w badaniach deklarują poparcie dla partii Tuska, ostatecznie do wyborów mogą nie pójść.

Komentatorzy przedstawiają strategię Platformy Obywatelskiej:

W partii Tuska narasta świadomość, że wynik wyborów jest niepewny, że niewykluczony jest rezultat w okolicach mikrego remisu, z niewielkim wskazaniem na Platformę, może jeszcze gorzej niż w wyborach samorządowych. (...) A to spowoduje, że odbieranie Tuskowi legitymacji do rządzenia jeszcze się nasili, ponadto przy pogorszeniu się nastrojów będzie możliwe odwrócenie sojuszy, z ewentualnością powołania „rządu fachowców”. (...) W Platformie trwa namysł nad dalszą strategią; jak m.in. pokazać, że PiS po ewentualnym zwycięstwie nie przeprowadzi żadnych reform, których brak zarzuca Tuskowi, ale – chcąc przypodobać się swojemu elektoratowi – znajdzie sposób na wydrenowanie tych lepiej zarabiających. (...) Nowy początek PiS kontra kontynuacja normalności, przebudzenie narodu versus powstrzymanie oszołomów. Takie będą główne fronty tej kampanii.

Janicki i Władyka prezentują też swoją wizję taktyki wyborczej SLD i PSL:

SLD chce się w kampanii upodobnić do Platformy, tnąc radykalne skrzydła, ale jednocześnie stając się ugrupowaniem bez wyrazu i większego sensu. Przybiera wszystkie złe cechy partii Tuska, nijakość, bezbarwny centryzm, ale nie przejmuje żadnych zalet i nie ma lidera porównywalnego z obecnym premierem. (...) Ludowcy natomiast w tej wielkiej rozgrywce nie uczestniczą, nie mają takich ambicji jak lider SLD. (...) PSL co cztery lata, jak to rolnicy, wychodzi w pole, zbiera swoje i czeka na propozycje z wielkich klubów.

Według autorów „zohydzanie” polityki młodym wyborcom odbije się na wynikach wyborów:

Zasada mniejszego zła szczególnie słabo brzmi dla ludzi młodych, którzy dopiero rozglądają się po dorosłym świecie i cechuje ich pokoleniowa niecierpliwość. Zachęta do grillowania nie bardzo do nich przemawia, bo to nie ich aspiracja i styl. Każda polityka dopasowana do „dzisiaj” nie może być dla nich programem, bo oni chcą widzieć jutro. A też i niekoniecznie pamiętają, co działo się w Polsce przed 2007 r. Tusk nie mówi do nich nic przekonującego i trafiającego w potrzeby. Kaczyńskiego mogą traktować jako swoiste dziwadło, ale dystansować się będą do nich obydwu.

Mariusz Janicki i Wiesław Władyka tradycyjnie przedstawiają swoją wizję życia politycznego, która nie maluje się w kolorowych barwach. Ale czy rzeczywiście jest tak źle? I czy swoim tekstem panowie redaktorzy rzeczywiście zachęcają do pójścia na wybory? Nam wydaje się, że nie.

Autorzy tekstu piszą o niezdecydowanych wyborcach:

Głównym celem PiS nie będzie pozyskiwanie nowych wyborców, ale odwodzenie od wyborów ludzi, którzy ponadstandardowo zwiększyli frekwencję w 2007 r. i poparli Platformę. Jeśli teraz zostaną w domach, partia Kaczyńskiego wyjdzie na swoje. To zdecyduje o wyniku wyborów, gdyż najtwardsze elektoraty PO i PiS są liczbowo zbliżone. Kaczyński wie, że nie jest w stanie mentalnie dotrzeć do wyborców PO na tyle, aby skłonić ich do głosowania na swoją partię, ta socjologiczna przepaść jest nie do zasypania. On chce tylko osłabić motywację, przyczernić w ogóle obraz polityki jako dziedziny marnej, gdzie nie dostaje się tego, na co się umawiało. A wyniki ostatnich sondaży pokazują, że wyraźnie rośnie liczba „niezdecydowanych”, co może świadczyć o skuteczności kampanii zniechęcania, zwłaszcza że nawet ci, którzy w badaniach deklarują poparcie dla partii Tuska, ostatecznie do wyborów mogą nie pójść.

Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Minister może zostać rzecznikiem rządu. Tusk wybiera spośród 6-7 osób
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Biskupi muszą pokazać, że nie są gołosłowni
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Niemcy przestraszyły się Polski, zmieniają podejście do migracji
Publicystyka
Łukasz Adamski: Elegia dla blokowisk. Czym Nawrocki może zaimponować Trumpowi?
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Publicystyka
Marek Migalski: Wybudzanie Tuska