Szef klubu SLD pisze:
Gromadka moich dawnych wrogów szaleje w mediach. Co otworzę gazetę, to któryś z nich mnie atakuje, odsądza od czci i wiary. Zapał wątrobiarzy wzmógł się, gdy ponownie zostałem posłem i przewodniczącym Klubu Poselskiego SLD. Żyli w błogim przeświadczeniu, że ich wyrok o mojej politycznej śmierci ciągle będzie uznawany?. A tu masz babo placek! No i ruszyła sfora.
Do starych znajomych dochodzą nowi. Zawsze mogę liczyć na profesor Magdalenę Środę, która milleryzm uczyniła głównym kierunkiem swych naukowych dociekań. Ozdabiam każdą jej wypowiedź, kojarzę się jej ze wszystkim. Jak Rolickiemu i Pieleckiemu. Albo żołnierzowi na przepustce. Z naukową precyzją pani profesor oburzyła się niedawno, że gdy SLD miał parlamentarną większość, nie interesował się ani problemem związków partnerskich, ani aborcji, ani równości.
Prosty magister wie, że SLD nigdy nie miał parlamentarnej większości, ale dla profesorki jest to wiedza tajemna. Większość głosów w Sejmie Sojusz miał tylko z PSL, ale ta partia była tak odległa od uznawania związków partnerskich, aborcji czy równości, jak ryba od roweru. Wypowiedź pani Środy obraża pamięć Izabelli Jarugi-Nowackiej, która w moim rządzie była szefową pierwszego w Polsce organu państwa odpowiedzialnego za wprowadzanie perspektywy równości płci w działania legislacyjne rządu.
I jeszcze ten seksizm, z którego pani profesor uczyniła stały element swych antymillerowskich czarów. Skoro czary nie działają, to są dwa sposoby postępowania: albo trzeba zrewidować swój pogląd, albo wykonać kukłę i przebić ją szpilką. Może się wreszcie uda? Zachodzę w głowę, czym się naraziłem? Podobno słowami, że Aleksandra Jakubowska ma mężne serce w kształtnej piersi. Ale przecież każdy wie, że miałem rację. No tak, ale może pani profesor z jakichś powodów nie lubi kształtnych piersi i dlatego wzięła mnie na ząb?