Nasi politycy mocno mnie wzruszają. Opowieści o wchodzeniu do strefy euro, w momencie, w którym ona się właśnie rozpada, i nawet Niemcy całkiem poważnie rozważają zastąpienie waluty europejskiej marką albo wzięcie całej Europy pod swój but jest, delikatnie rzecz ujmując naiwne. Jeszcze bardziej naiwne jest przekonywanie, że projekt europejski rozwija się świetnie, i że zasady w oparciu, o które go stanowiono mają się świetnie. Tak od dawna już nie jest.

Nastąpił powrót do silnych tożsamości narodowych, i nawet ostrożne Niemcy, w ogóle już tego nie ukrywają. I tylko nasi rządzący nadal snują opowieść o wspaniałych instytucjach europejskich, które dla dobra państw będą odbierać im część suwerenności. Za karę, kiedy te będą niegrzeczne.

Ale i druga opowieść – chodzi o narrację Prawa i Sprawiedliwości – jest nie do końca adekwatna. Niemiecka Europa grozi nam na dość krótko. Niemcy bowiem, tak samo jak Polacy czy Francuzi wymierają. Poziom dzietności na jedną kobietę jest tak niski, że to musi się skończyć katastrofą. Od tego procesu nie ma odwrotu. Za lat kilkadziesiąt Niemców, Polaków, Francuzów zwyczajnie zastąpią Turcy, Arabowie, Pakistańczycy, Afrykańczycy, którzy tu na naszych ziemiach zbudują nowy projekt kulturowy. Euro w nim nie będzie, tak jak nie będzie instytucji unijnych.

A wszystko dlatego, że nasi politycy, ale i my także, zamiast zająć się najważniejszym kryzysem cywilizacyjnym i związanym z nim kryzysem demograficznym, wciąż wspieramy się o tematy, które za chwilę – z perspektywy historycznej – staną się całkowicie nieistotne.