Kiedy dziecka nie udało się odnaleźć policji, na scenę wkroczył pozbawiony licencji prywatny detektyw. - Matka Madzi jest ofiarą jego żądzy rozgłosu - twierdzi dr Jacek Wasilewski, kulturoznawca.
Matka maleńkiej Magdaleny zgłosiła porwanie dziewczynki we wtorek, 24 stycznia. Twierdziła, że gdy szła do swojej matki, ktoś uderzył ją w głowę i zabrał dziecko z wózka. Na nogi postawiono setki policjantów, wyznaczano kolejne nagrody finansowe, zapłakana kobieta błagała w telewizji o pomoc w odnalezieniu dziecka. Bez skutku.
Wtedy do akcji włączył się detektyw Krzysztof Rutkowski, który w niedługim czasie oświadczył, że wydobył z matki Madzi wyznanie, że to ona jest winna śmierci dziecka i że żadnego porwania nie było.
Dr Wasilewski komentuje:
Dla ludzi ta sprawa jest jak serial, który wymaga prostych schematów. Łatwo więc przerzucają matkę z roli ofiary do roli bestii. Kiedy dziecko było zaginione, porządek społeczny był zachwiany, a matka była ofiarą. I tak jak w każdej bajce, pojawia się taki Rutkowski, który sprawia, że sprawa zostaje wyjaśniona, społeczeństwo zostało "ochronione przed oszustwem".