Skąd ta smutna konstatacja? Ziemkiewicz tłumaczy, że od pewnego czasu pojawiają się w salonowych mediach - głównie w "Gazecie Wyborczej" - narzekania i utyskiwania na fatalną sytuację finansową tzw. instytucji kulturalnych:
Ale mowy nie ma, żeby wskazano oskarżycielskim palcem winnego śmierci klinicznej, w jakiej się instytucje kulturalne znajdują już od dłuższego czasu i w jaką coraz głębiej się obsuwają. Jeśli już, nieśmiałe oskarżenia wyczerpują się na poziomie samorządu, a i to pod warunkiem, że nie jest to zdominowany przez PO i kierowany przez jedną z pretorianek Donalda "mając 300 miliardów z Unii" Tuska.
W końcu – pisze publicysta – nie
wytrzymał reżyser Grzegorz Jarzyna, od lat wielu „pieszczoch salonów”:
Musiały mu te słowa stać kością w gardle, ale jakoś je wykrztusił. Te straszne słowa, w skrócie, brzmiały tak: jak Lech Kaczyński był prezydentem Warszawy, to na kulturę pieniędzy nie żałował. Radnym PiS mogła się nie podobać ta czy inna "artystyczna" prowokacja, ale w takich razach protestowali za pomocą rezolucji. Natomiast nie do pomyślenia było, żeby teatrom obcinać finansowanie. Tymczasem ekipa pani Gronkiewicz-Waltz z roku na rok, systematycznie cięła aż do kości, aż do sytuacji obecnej, kiedy jego teatr, mimo wszystkich spływających nań honorów, po prostu nie jest już w stanie funkcjonować! A mnie się chce śmiać do rozpuku i krzyczeć: a dobrze wam, obłudni frajerzy!