Tomasz Lis nie widzi dysonansu. Zresztą żadnych oporów by oczerniać zmarłych nie ma. Nie omieszka przywalić „kultowi” Kazimierza Deyny:
Kultu by nie było, gdyby Deyna dobrze skończył. Legenda ma jednak solidny fundament. Deyna się stoczył i rozpił.
Z wywodów najlepiej bodaj opłacanego prowadzącego w historii Telewizji Polskiej (w upadłości) dowiadujemy się, że także:
Po 1989 roku historia nie obchodziła się łaskawie z naszą tradycją i naszymi ideałami. Bóg jakby się od nas odwrócił, pozbawiając nas ekskluzywnego tytułu największej i najbardziej wyjątkowej ofiary. Czasem - jak przy okazji wielkiej po wodzi - zerkał na nas łaskawiej, ale szybko się odwracał. Jakby to powiedzieć... Z nie ba spadła nam dopiero smoleńska kata strofa. A więc jednak największe tragedie zdarzają się właśnie nam! A więc jednak jesteśmy Chrystusem narodów!
Stąd wniosek: