Wielkie pożytki może przynieść lektura "Rzeczpospolitej". Przekonał się o tym Tomasz Lis, który dzięki nam ujrzał prawdę o tym, jakie ambicje mają działacze homoseksualni.

Nie zdawałbym sobie sprawy ze skali homolobbingu, gdyby nie wielkoczwartkowa „Rzeczpospolita" (...)Czyta człowiek i trwoga go ogarnia. Okazuje się, że „mniejszości seksualne chcą, by w książkach dla szkół pojawiły się »różne wzorce rodziny«, a MEN ulega". Zły MEN! Wzorzec jest jeden! Jaki? Taki, o jakim pisze do premiera Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej imienia Piotra Skargi, które żąda, by nie popierał on skandalicznych i amoralnych aktów prawnych, takich jak projekty ustaw o związkach partnerskich.

- pisze z jak zwykle subtelną ironią naczelny "Newsweeka". Dodaje w tym samym duchu:

Przyznaję, że bez „Rzeczpospolitej", portalu wPolityce oraz tygodnika „Sieci do rzeczy" nie dostrzegłbym ani homolobby, ani zagrożenia, które ono stwarza. W swej naiwności miałem wrażenie, że mamy raczej silne lobby homofobiczne i popiskujących jedynie reprezentantów praw homoseksualistów

I choć nie możemy się posiąść z radości, że nasza gazeta miała taki zbawienny wpływ na redaktora Lisa, to jesteśmy zaskoczeni jego skromnością , bo o to raczej go nie podejrzewaliśmy. Oczywiście, cieszymy się także i z tej nowej pokory. Ale żeby od razu  nazwać swoją działalność, wraz z całej jego wiernej redakcji "Newsweeka", "NaTemat", a także "Gazety Wyborczej" i wszelkich mediów Agory popiskiwaniem?