Szef warszawskiego klubu motocyklowego Road Runners MC Poland, pan Igor Polakowski, który udzielił wywiadu „Rzeczpospolitej" (20.05.2013 r.), chyba nie wie, jak się zachowują motocykliści w Warszawie.
Piszę ten list o godzinie drugiej w nocy i wciąż słyszę ryk motorów wjeżdżających w ulicę Senatorską. Już kilka lat temu motocykliści terroryzowali kierowców, jeżdżąc 100–150 km na godzinę, gdy oficjalnie największa prędkość w mieście wynosi 50 km.
Około 70–80 procent motocyklistów jeżdżących po centrum Warszawy przekracza dopuszczalną prędkość. Ci egoiści nie rozumieją, że w ten sposób ryzykują życie i zdrowie innych ludzi, zwłaszcza przechodniów na przejściach dla pieszych. Niemal codziennie widzę motocyklistów pędzących na jednym kole. To wielki idiotyzm.
Większość motocykli jest przy tym wyjątkowo hałaśliwa. Jakby celem ich użytkowników było umyślne przeszkadzanie mieszkańcom Warszawy. Bo jak inaczej rozumieć rozrywkę tych ludzi – jazdę od Starego Miast do centrum, często po północy?
Gdy ci prymitywni motocykliści wjeżdżają na pełnym gazie na ulice wokół placu Teatralnego, budząc sędziwych i chorych mieszkańców, huk jest taki jak podczas wybuchu bomby.