Nieustraszeni pogromcy Jerzyka

Z rezultatami tej historii męczymy się w każdej dziedzinie życia.

Publikacja: 08.04.2014 18:10

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Na wrocławskim skwerze, naprzeciwko Muzeum Narodowego, stoi wstrząsający, katyński pomnik. Jest on nie tylko niezwykłą rzeźbą. Otacza go bruk 22. tysięcy kostek – po jednej dla, znanej z imienia i nazwiska, ofiary. Każdy powinien tam stanąć i ogarnąć, czym jest liczba 22. tysięcy zamordowanych ludzi. Przerażająca jest płaszczyzna tego bruku.

Wszystkie ofiary Katynia były kadrą doborową. Elitą ludzkości. Przedwojenny, polski oficer, był człowiekiem formatu dziś niespotykanego. Był prawdziwie wykształcony, światowy,  szlachetny, bohaterski. Liczbę ofiar Katynia trzeba pomnożyć przez unicestwione rodziny, osamotnione żony, osierocone dzieci.

Ludzie ci osierocili nie tylko swoich najbliższych. Osierocili również Polskę, czyli nas. Trzebienie najlepszych jednostek naszego narodu trwało zresztą wcześniej i później, ponad sto lat przed i kilkadziesiąt lat po drugiej wojnie. Mordowaniem, agresją wojenną, wywózką, ochotniczą ofiarą. Jak wielki byłby plac z milionów kostek brukowych?

Trzeba było znać w życiu choć parę „przedwojennych" ludzi, by domyślać się, gdzie moglibyśmy być dzisiaj, gdyby tamci przeżyli. Nie bez przyczyny tępiły ich uparcie obce, zbrodnicze systemy. Eksterminacja i demoralizacja polskich elit miały przynieść dominację prymitywu bez tożsamości, szacunku dla wartości, ojczyzny i honoru oraz podległość i strach. Z rezultatami tej historii męczymy się w każdej dziedzinie życia.

Jerzy Janowicz urzeka mnie tym, czego dziś najbardziej potrzebujemy. Ten młody Polak jest waleczny i odważny. Jest zaprzeczeniem układnego, pokornego, zakompleksionego, zastraszonego sovieticusa. Przeciwieństwem niewolnika, który kurczy się z respektu przed „światowcami". Taki być musi. Inaczej nie byłby tam, gdzie jest. Nie sięgałby po zwycięstwo na legendarnych kortach. Gdy upomina sędziego, który ucieka się do nieczystych, prymitywnych szwindli, jestem z niego dumna. Szokuje mnie, że wówczas całe odium komentatorskie spada na ofiarę, zamiast na sprawcę. To sędzia jest ordynarnym, zaściankowym oszustem pozbawionym godności, gdy nie potrafi pogodzić się z klęską faworyta snobistycznej widowni, a może nawet sam chce jej się przypodobać. Może liczy na wytrącenie z równowagi złośliwe i niesportowo potraktowanego gracza. Tacy sędziowie są oznaką spsiałego, współczesnego świata. Nawet pod okiem zgrzytającego zębami Hitlera odbyła się przed wojną olimpiada, a honor sędziego, duch sportu nie pozwolił wówczas jeszcze na jawne szwindle.

Jakże nie gardzić więc komentatorem, który zamiast odnotować sędziowskie matactwa udaje, że nic się nie stało. Czy można nie czuć politowania dla kłamczuszka drżącego pewnie, że nie dadzą mu więcej podróżować, brylować, a może i telewizyjny Wiktor pójdzie się paść? Także, dzięki takiemu kunktatorstwu brniemy w topieli sportowego żerowiska.

„Jerzyk" niczego łasce pana nie zawdzięcza, na bilety i hotele zarabia sam, ale to będzie już zawsze solą w oku pospolitych lizipięt żerowiska. Dwudziestolatkowi, którego nazwisko na całym świecie już sporo znaczy, udziela się jednak właśnie zbawiennych nauk, jak zostać mistrzem. Okazuje się, że ku temu potrzeba mu przede wszystkim pokory. Chłopaka, który dokonał cudu wbrew żerowisku, częstuje się maksymami typu - „Porażka jest elementem sportu". Jerzyk koniecznie musi je przyswoić, skoro już tak sobie dotąd nieprofesjonalnie, jak na wymagania perfekcjonistów, pyka rakietą.

A mnie irytują dziesiątki żałosnych, przegranych cieniarzy, którzy filozoficznie, z niezmiennym optymizmem i spokojem zapewniają, że niewiele sobie robią z tego swojego ostatniego, lub prawie ostatniego miejsca. Sportowe emocje Jerzyka mnie inspirują, tak jak walka do końca Justyny Kowalczyk.

Wydaje mi się, że jeżeli przegrany sportowiec nie jest rozczarowany i wściekły, to jest źle, a nie każdego stać na medialną obłudę w chwili zawodu, skrajnego wyczerpania. Sport jest dla zawodowców istotą życia, nie zwykłym, amatorskim hobby. Sportowiec jest gladiatorem. Luzacka postawa przedstawicieli wielu dyscyplin wydaje mi się zagubieniem w lokalnych teoriach psychologii sportu.

Wygląda ona na owoc minimalizmu polskich trenerów i komentatorów. Zakładania z góry  odległych pozycji, jako odpowiednich na miarę ambicji Polaka. Kultu przeciętności, marnych celów, braku tolerancji dla jednostek nieprzeciętnych i słabej wiary w sukces. Obowiązku bycia cichym i bezwonnym, nawet gdy organizatorzy zawodów dopuszczają się kpin w rodzaju startów całych drużyn astmatyków.

Heca z Janowiczem dzieje się w kraju, w którym nie ma ucieczki od gbura we wszystkich środowiskach tzw. elity, od polityków i naukowców po twórców postkomunistycznej „kultury". W destrukcji kultury od końca lat 80-tych XX wieku przodują tu literatura i teatr, z filmem na czele, który wciągnął w otchłań chamstwa telewizję, radio i estradę.

Nikt dziś nie pokwapi się napiętnować choćby ostatniego, skandalicznego nagrania aktora Lindy wypromowanego rolą haniebnie klnącego ubola. Linda - nauczyciel akademicki – podrzuca tam publice hasełko „J...ć studentów!", a minister szkolnictwa nie odbiera mu koncesji, nikt go nie bojkotuje, nie gani, ani nie omija z kilometra. Media nie gorszą się, nie niszczą go i kultury nie uczą.

Od Janowicza mediasfora domaga się jednak „kultury przegrywania", to znaczy - uśmiechu, krygowania się do kamer i głupawki w stylu ple ple ple. Szczególnie zaś, nieprzejeżdżania się po władzy ze spolegliwą, czwartą władzą włącznie. Trzeba zamknąć usta niedość pokornej jednostce. Wróżyć za karę zmierzch kariery.

Jednocześnie, przekaz z konferencji z Janowiczem jest sam w sobie manipulacją. Z prezentowanych w głównych mediach materiałów nie wynika, na co sportowiec zareagował tak impulsywnie. Kto go sprowokował? Na jakie pytanie odpowiadał? O co w istocie jest ten mega raban, że jacyś wybrednisie dokonują nań aż takich, medialnych egzekucji? Szydzą, namawiają do tworzenia memów. Naraz wyroiło się dziesiątki fałszywych tytułów typu „Awantura Janowicza", a nawet „Dzika awantura Janowicza". Oszczerstw, że Janowicz krzyczał wniebogłosy na tle zdjęć jego wykrzywionej twarzy z całkiem innej imprezy. Chodzi o tych parę słów zwykłej prawdy?

O ile zbliżylibyśmy się do sukcesu II RP, gdyby podobne gończe chóry przykładały się do ekscesów niesiołowskich, palikociarskich, lub numerów głąbów, podających się za artystów. Prawdziwych ordynusów taka nawałnica potępienia jednak jeszcze dotąd nie drasnęła, mimo że nerwy Janowicza na korcie, niebezpodstawne zresztą, nie równają się codziennemu chamstwu „elit".

Źle się czuję w kraju ludzi brzydkiego formatu. Marzę, by w Polsce, w każdej dziedzinie, było jak najwięcej Jerzyków. Nie w kunktatorach i chórach dyspozycyjnych oszczerców pokładam nadzieję, a w młodych Polakach. W nowych elitach wolnych ludzi.

Na wrocławskim skwerze, naprzeciwko Muzeum Narodowego, stoi wstrząsający, katyński pomnik. Jest on nie tylko niezwykłą rzeźbą. Otacza go bruk 22. tysięcy kostek – po jednej dla, znanej z imienia i nazwiska, ofiary. Każdy powinien tam stanąć i ogarnąć, czym jest liczba 22. tysięcy zamordowanych ludzi. Przerażająca jest płaszczyzna tego bruku.

Wszystkie ofiary Katynia były kadrą doborową. Elitą ludzkości. Przedwojenny, polski oficer, był człowiekiem formatu dziś niespotykanego. Był prawdziwie wykształcony, światowy,  szlachetny, bohaterski. Liczbę ofiar Katynia trzeba pomnożyć przez unicestwione rodziny, osamotnione żony, osierocone dzieci.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Publicystyka
Marek Cichocki: Donald Trump robi dobrą minę do złej gry
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Minister może zostać rzecznikiem rządu. Tusk wybiera spośród 6-7 osób
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Biskupi muszą pokazać, że nie są gołosłowni
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Niemcy przestraszyły się Polski, zmieniają podejście do migracji
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Publicystyka
Łukasz Adamski: Elegia dla blokowisk. Czym Nawrocki może zaimponować Trumpowi?