Wystarczy bowiem popatrzeć na piątkową debatę w Sejmie, która chyba wszystkim udowodniła, że podstawowe zasady demokracji, jak choćby wolność słowa, przekonań, pluralizm w czystej lub w przenośnej postaci ma się w naszym kraju jak najlepiej. Ponadto w Polsce nie doszło ani do sfałszowania wyborów, ani do wsadzania opozycjonistów do więzień, ani do zamykania niezależnych i prywatnych mediów. Od jesiennych wyborów parlamentarnych obserwujemy za to bezpardonową walkę o władzę, między starymi i dobrze znanymi sobie wrogami.
Niczym innym bowiem nie jest – i może warto to w końcu dobitnie i wielkimi literami powiedzieć – toczący się już od ponad pół roku spór o Trybunał Konstytucyjny. Jego stawką jest przejęcie pełnej kontroli nad najważniejszym sądem w kraju, który, niestety również z winy samych sędziów Trybunału i prezesa Andrzeja Rzeplińskiego, przestał być w pełni niezależnym i apolitycznym sądem, jak zapisano to w konstytucji. Z tej stawki doskonale zdają sobie sprawę i Platforma Obywatelska, która, mówiąc obiektywnie, rozpoczęła ten konflikt, jak i rządzący dzisiaj PiS, który nie zawahał się, tak jak i jego przeciwnicy, złamać konstytucji, by nie dopuścić do kwestionowania przez TK kolejnych reform „dobrej zmiany”.
Obserwując przez ostatnie tygodnie zachowanie obozu rządzącego i niemal całej opozycji (bez trzymającego zdrowy dystans klubu Kukiz'15), nie można całej odpowiedzialności za zaostrzenie relacji z Brukselą zwalać na PiS i rząd. Oczywiście, partia Jarosława Kaczyńskiego dała swoim stylem rządzenia wiele pretekstów ku temu, lecz to PiS, choćby w ostatnich dniach, wykazał więcej woli do rozmów niż jego oponenci, którzy sami zapętlili się w tworzeniu kolejnych odcinków serialu o TK.
Zaskakującym brakiem dobrej woli, a przede wszystkim brakiem cierpliwości do polskich władz, wykazała się Komisja Europejska i jej wiceszef Frans Timmermans, który wystrychnął na dudka premier Beatę Szydło, ogłaszając publiczne ultimatum na posprzątanie trybunalskiego bagna do poniedziałku (mimo iż – jak twierdzą świadkowie – ustalenia poczynione w czasie wtorkowej rozmowy były inne).
Na efekty długo nie przyszło czekać. Piątkowa awantura w Sejmie i grube oskarżenia rzucane z trybuny sejmowej - m.in. o sprofanowanie konstytucji - oraz takie hasła jak "Targowica" czy "wojna domowa" pokazały, że nie tyle z przestrzeganiem zasad demokracji polscy politycy mają problem, lecz z jej szanowaniem oraz troską o dobro ojczyzny.