Mimo starań przeciwników Wałęsa to wciąż żywy polski pomnik, międzynarodowa legenda, środkowoeuropejski znak firmowy. Trudno więc, przynajmniej z perspektywy opozycji czy zagranicznych obserwatorów, traktować atak na Wałęsę inaczej niż jako atak na reputację Polski i legendę jej przemian. To jedna strona medalu.
Ale jest i druga. To sytuacja, w jakiej znalazł się IPN po ujawnieniu i zweryfikowaniu dokumentów znalezionych w prywatnym archiwum Czesława Kiszczaka. Przeprowadzone (mam prawo sądzić, że w dobrej wierze) analizy potwierdziły ich autentyczność. Nie zaprzeczali temu w licznych komentarzach także wybitni i nieuprzedzeni do Wałęsy historycy. Co więcej, dla większości z nich ujawnione papiery nie stanowiły żadnych dowodów winy przywódcy pierwszej Solidarności. W dość powszechnym przekonaniu Lech Wałęsa zrobił tak wiele dla Polski, że zasługuje na cokół bez względu na prawdziwe czy rzekome winy sprzed niemal półwiecza.