[b]Rz: Polscy urzędnicy i politycy jeżdżą drogimi służbowymi samochodami. Przoduje minister środowiska, który ma toyotę prius za ponad 100 tys. złotych, ale nie jest on wyjątkiem. To kwestia prestiżu, bezpieczeństwa czy zbędny luksus?[/b]
[b]Bartłomiej Biskup:[/b] Z pewnością jest to sprawa prestiżu. Gdy polityk przyjeżdża luksusowym, drogim, czystym samochodem, wiemy, że to ktoś ważny. Takie samochody przeważnie są czarne. Dla polityków, którzy często się przemieszczają, najważniejszy jest komfort jazdy i gwarancja, że w umówione miejsce dotrą na czas. Urząd ministra ma określoną rangę i wymaga poświęcenia czasu, którego zazwyczaj ma mało.
[b]A co z oszczędnością? Czy polityk nie powinien być skromny?[/b]
Deklarujemy, że powinien być skromny, ale głosując, chcemy, aby dobrze wyglądał i godnie nas reprezentował, a więc między innymi poruszał się porządnym samochodem. Niektórzy, chcąc pokazać, że są bliżej obywateli, wybierają samochody w innym kolorze niż czarny albo jeżdżą na przednim siedzeniu obok kierowcy. Nie spodziewajmy się jednak, że przesiądą się do polonezów, jak swego czasu Waldemar Pawlak.
[b]Bo byłoby to źle widziane?[/b]