Śmieszno-straszni przyjaciele Platformy

„Nazywam się Solis, Mikołaj Stanisław Solis. Tak, byłem kandydatem Platformy Obywatelskiej w wyborach na wójta. No i niestety, ludzie decydowali. Niestety” – kręci głową zrezygnowany.

Publikacja: 29.11.2010 16:07

Krzysztof Feusette

Krzysztof Feusette

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

To nie jest cytat z kabaretu (zresztą pokażcie mi państwo, który żartuje z Platformy). Tak mówi polsatowskim „Wydarzeniom” kandydat PO (zdobył jeden procent głosów) na włodarza dwukrotnie zalanej w tym roku gminy Wilków, który dostał tęgie baty od wójta dotychczasowego (66 procent głosów). „Kiedy przyjechał marszałek z Warszawy, chodził w krawacie – opowiada przed kamerą miejscowa. – A nasz wójt, to nie widać, było, że wójt. Tak pracował”.

Myli się jednak, kto sądzi, że platformers przegrał z kretesem, bo miał garnitur od Bossa. Kurtka na wacie, czapka na oczach, prezencja w sam raz nie na wójta. A i dykcja tragiczna, co w Platformie akurat nie dziwi. To było złośliwe, sołły. Przegrał, bo jak się okazuje, stary wójt nie zrobił kampanii i to się ludziom podobało. Trzyma się, żeby użyć słów mistrza taktyki – z dala od polityki. Co w takim razie robił w Wilkowie przyczapnięty kandydat PO od siedmiu kolesi i ósmego skutku, zakręcony jak pedał przy własnej damce?

[srodtytul]Młodzież na osiedlu Gigant[/srodtytul]

I pomyśleć, że już wcześniej partii rządzącej przydarzyła nieprzyjemna wpadka z młodym człowiekiem kandydującym z jej ramienia do jakiejś tam rady w Jaworznie. Politolodzy twierdzą, że nasza scena polityczna jest zabetonowana. Gdy się spotka kilkadziesiąt wiader betonu, trudno, żeby nie była. Młodemu platformersowi pomyliły się czasy i myślał, że leci z taśmy, a szedł na żywo. Do tego już po wszystkim spotkała go niesprawiedliwość, bo internauci komentują tylko jego ostatnie słowa, a przecież już wcześniej mówił ciekawie. Konkretnie tak: „A więc trzy sprawy priorytetowe: boisko, parkingi, drogi oraz chodniki”.

Cztery, prawda? Powiedzmy, że trema i o jedną można się pomylić. Idźmy dalej, bez cięć, słowo w słowo. „Przede wszystkim na osiedlu Gigant. Sport to jest coś, czym należy młodzież zająć. Żeby ta młodzież (tu przerywa, lecz się trzyma – k.feu.) miała co robić, po szkole. Odciągnąć ich... Ja pie..., nie wiem” – i bach, obsuwka na krzesełku. Czy to odpowiedź na słynne pisowskie „Wiem, ale nie powiem?”. Wewnętrzne liczenie po samonokaucie, kandydat podnosi się, a pani dziennikarka wali prosto w oczy: „Jesteśmy na żywo”. Zrezygował? A niby dlaczego? Wręcz przeciwnie, rozgłosu mu przybyło. Do tego stopnia, że gdy go jeszcze przed wyborami policja złapała z pięcioma gramami marihuany, rozpoznali go bez problemu. Ciekawe, co odpowiedział na pytanie, skąd się przy nim wzięły narkotyki miękkie.

[srodtytul]Urban podłącza media[/srodtytul]

Ale wśród przyjaciół Platformy pojawili się ostatnio także ludzie z większym dorobkiem niż panowie Solis z Wilkowa i Chełmecki z Jaworzna. Nareszcie dokonał się obiecywany cud i w annałach historii naszej polityki będzie odnotowane, że w czasie, gdy Donald Tusk miał niewyobrażalną wręcz władzę, generał Jaruzelski został ostatecznie zrehabilitowany jako „ekspert ds. Rosji”. Nie – skazany lub uniewinniony za udział albo współudział w morderstwie górników z Wujka, stan wojenny, zabójstwo księdza Jerzego, Grzegorza Przemyka, Stanisława Pyjasa, za umoczenie tysięcy ludzi w dożywotnie przekleństwo donoszenia na najbliższych i na zawołanie. „To Kaczyński jest reliktem PRL-u, nie Jaruzelski. Jerzy Urban na wolności mediów zna się świetnie” – mówi w telewizji pani podpisana naukowym tytułem. „To jest gest w stronę Rosji” – dodaje z satysfakcją pan profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Urban, owszem, zna się świetnie, zwłaszcza na mediach podłączanych do działki, a że pieszczenie generała jest gestem w stronę Moskwy, nikt nie wątpi. Nie trzeba do tego mieć tytułów i wpływu na młodzież.

A co o rehabilitacji Jaruzelskiego mówi prezydent Bronisław Komorowski, miłościwie nam panujący nad sytuacją? „Trzeba wyjść z tego grajdoła” – oznajmia dziennikarzom. Sprawdziłem słowo, bo rzadkie. Może tu chodzić o zabitą dechami wioskę albo prowincjonalne miasteczko. Tylko dlaczego aż tylu twierdzi, że właśnie dziś się do takiego grajdoła pakujemy? Że kraj, w którym przed wizytą prezydenta obcego państwa, okupującego naszą wolność przez kilkadziesiąt lat, zwołuje się wszystkich naszych premierów i prezydentów (także tych wybranych niedemokratycznie jak Jaruzelski), jakby chodziło o wojnę, a nie przyjacielską wizytę roboczą; kraj, gdzie tyle się mówi o krwi na rękach, a jednocześnie żywy symbol zniewolenia uznaje za konsultanta w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego, taki kraj nie staje się grajdołem? A czym? Oazą demokracji i wolności?

[srodtytul]Medale Radzieckich Sił Zbrojnych[/srodtytul]

Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy. Ciekawe, czy maczał palce w tym, że nowy doradca obecnego prezydenta nagle odżył. Na ilu procesach ten człowiek honoru nie mógł się stawić ze względu na zły stan zdrowia, który umożliwia sądzenie go jedynie przez 2 godziny dwa razy w tygodniu. W procesie o „sprawstwo kierownicze zabójstwa robotników na Wybrzeżu” grozi mu dożywocie, więc może powinien bardziej zadbać o swoje bezpieczeństwo niż Polski? Ale może właśnie dba, współpracując z głową państwa. Tadeusz Iwiński z SLD nazywa Jaruzelskiego „poważnym ekspertem”, a dziennikarki TVN24 z uporem disco blondynek przyrównują go do Edwarda Gierka. Różnic jest masa, szanowne panie, warto się z nimi zapoznać. Pierwsza z brzegu taka, że Gierek nie zdobył Medalu 50 Lat Radzieckich Sił Zbrojnych, Medalu 60 Lat Radzieckich Sił Zbrojnych – w dwa lata przed wprowadzeniem stanu wojennego oraz Medalu 70 Lat Radzieckich Sił Zbrojnych – w pięć lat po stanie wojennym.

Być może jednak prezydentowi Komorowskiemu chodziło o inny grajdoł. Bo słowo to ma przecież i drugie znaczenie: „zagłębienie wykonane w piasku dla wygodnego plażowania oraz dla osłony przed wiatrem”. Czyżby zatem głowa państwa, zapraszając Jaruzelskiego, kończyła proces opalania się w słońcu pijaru? Pytanie za sto punktów jest jednak inne: skąd wieje wiatr, przed którym nie chce już się chronić? Co tu kryć, przed wizytą prezydenta Miedwiediewa rzeczywiście robi się gorąco. Czemu? Żeby odciągnąć młodych... Ja w grajdole, nie wiem.

To nie jest cytat z kabaretu (zresztą pokażcie mi państwo, który żartuje z Platformy). Tak mówi polsatowskim „Wydarzeniom” kandydat PO (zdobył jeden procent głosów) na włodarza dwukrotnie zalanej w tym roku gminy Wilków, który dostał tęgie baty od wójta dotychczasowego (66 procent głosów). „Kiedy przyjechał marszałek z Warszawy, chodził w krawacie – opowiada przed kamerą miejscowa. – A nasz wójt, to nie widać, było, że wójt. Tak pracował”.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Publicystyka
Barbara Wołk: Nie można mówić o bezpieczeństwie, nie uwzględniając bezpieczeństwa żywnościowego
Publicystyka
Daria Chibner: Dofinansowanie czasopism jak za PiS. Nic się nie zmienia, nagrodzono swoich
Publicystyka
Jan Zielonka: Prezydent moich marzeń. Jak pogodzić realizm z idealizmem?
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Dlaczego Rafał Trzaskowski chce być dziś jak Donald Trump
Publicystyka
Bartosz Cichocki: Po likwidacji USAID podnieśmy na Ukrainie porzuconą przez Amerykanów pałeczkę