Nawet jeśli Mariusz Kamiński wyciągnie jakiegoś kolejnego wątpliwego asa z rękawa, to z jego wiarygodnością równą zero - wszyscy wiedzą, że jest politykiem PiS, a nie bezpartyjnym urzędnikiem - nie powinno to mieć wpływu na nastroje społeczne.
Zastanawiamy się, czy Kolenda-Zaleska nie za wcześnie wypowiada się w imieniu społeczeństwa.
PiS, skoncentrowany na swoim własnym partyjnym interesie, niszczy zaufanie do państwa. Poczucie, iż to państwo jest nasze - więc nas nie oszuka i nie wykiwa. (...) Argument z potencjalnym sfałszowaniem wyborów jest najgorszy z możliwych, bo ma na celu podważanie zaufania obywateli do demokratycznego państwa i jego instytucji.(...) Trudno się więc dziwić, że PiS po raz kolejny może przegrać wybory. I pocieszające jest też i to, że ze swoją teorią o fałszowaniu wyborów PiS nie znajduje zwolenników. Chętnych do zasiadania w lokalach wyborczych jest niewielu.
Tyle publicystka "Wyborczej". Argumenty Kolendy-Zaleskiej wypunktował bloger Chinaski w Salonie24.
Po pierwsze, tezy Pani Kolendy są wewnętrznie sprzeczne. No, bo po co
Kaczyński organizuje akcję z aktywizacją wyborców mających pełnić
funkcje mężów zaufania, a więc służącą zapewnieniu uczciwej
elekcji, skoro chce następnie głosić tezę o sfałszowanych wyborach?