Janusz Wojciechowski podkreśla, że o przeprowadzenie tej kontroli prosił prezesa NIK Jacka Jezierskiego w liście skierowanym do niego 14 lipca 2010 roku:
Mam poczucie satysfakcji, że prezes NIK pozytywnie zareagował na mój wniosek i nakazał przeprowadzenie tej kontroli. Z drugiej jednak strony wolałbym nigdy nie przeczytać tego, co w smoleńskim raporcie NIK przeczytałem. Jest tam bowiem obraz państwa pozbawionego juz nie tylko sprawności, ale wręcz pozbawionego instynktu samozachowawczego.
Europoseł pisze:
Z raportu NIK wynika, że państwo polskie w kwietniu 2010 roku wysłało państwowe delegacje na lotnisko, którego nie było. W Smoleńsku nie ma bowiem czegoś, co według przepisów prawa lotniczego i procedur ochrony nazywa się lotniskiem. Tam było kartoflisko, na którym miał prawo wylądować śmigłowiec, a nie wielki pasażerski samolot – 7 kwietnia z premierem, a 10 kwietnia z prezydentem na pokładzie.
Wojciechowski dodaje, że raport urzędowo potwierdza też wcześniejsze podejrzenia, że obu wizyt nikt nie zabezpieczał.