W rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja z hukiem fajerwerków ruszył ponownie Multimedialny Park Fontann – jedyny w Europie zbudowany tuż przy 6-pasmowej autostradzie.
Już samo słowo Park zakrawa na szyderstwo, bowiem powstał on kosztem romantycznych plant odgradzających Starówkę od huczącej i trującej Wisłostrady. Wycięto starodrzew, w tym relikty pierwotnych nadwiślańskich łęgów topolowo-wierzbowych i wiele cennych drzew parkowych, tworząc brukowany plac z paskudnymi lampami wokół nieczynnej przez 7 miesięcy w roku fontanny, zwanej przez spacerowiczów „naleśnikiem". Ponoć ma tu powstać ślizgawka „Inhalacja".
Inwazyjna, kiczowata McFontanna, będąca klasycznym przykładem dewastacji przez zabudowę, obudziła wielki entuzjazm w Ratuszu. Pani Renata Kaznowska – Dyr. Zarządu Terenów Publicznych, organizatorka imprez masowych na Podskarpiu Nowego Miasta, nazwała MPF „nadwodnym salonem Stolicy", choć jedynym elementem quasi-salonowym była przetworzona na techno muzyka Chopina. Z-ca Dyr. Gabinetu Prezydenta Warszawy Pan Jarosław Jóźwiak, zachwycał się, że podobna fontanna w Las Vegas gra „God save America!" Ciekawe jak będą wyglądać tam zapowiadane Wianki w wydaniu „Estrady"?
Nigdy nie podano kosztów pokazów, nawet przy prezentowaniu projektu radnym miasta. Nie wiemy też jakie były dodatkowe koszty usuwania toksycznego gruzu z odkopanych piwnic przedwojennej garbarni i zasypywania ich, ani ile kosztowały kolejne dwa głębokie wykopy mające zlikwidować niewysychające bajoro obok fontanny, na miejscu zasypanej starej sadzawki o solidnej niecce. Sęk w tym, że lokalizację fontanny wybrała Pani Dyrektor argumentując, że stara sadzawka przecieka i koniecznie trzeba ją zmodernizować! Nie zmodernizowano, zaniedbanej przez ZTP zabytkowej, modernistycznej sadzawki projektowanej przez nestora sztuki ogrodniczej Longina Majdeckiego, lecz ją zasypano. W nowej Multifontannie Ratusz i Wodociągi Miejskie utopiły kilkanaście milionów złotych, zamiast ratować rozpadającą się zabytkową Starówkę i dosadzać drzewa.
Przed dwoma laty rozpropagowano tam Wianki dla mas i przybyło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. To co się działo było jedną wielką katastrofą komunikacyjną, sanitarną i bezpieczeństwa. Po pierwsze sprzedawano piwo, po drugie, mimo bramek, przez mur kościoła Nawiedzenia NMP na imprezę dostawali się faceci z butelkami wódki. W rezultacie po igrzyskach nieokiełznana ludzka fala ruszyła na Starówkę i Powiśle. Nie wystarczyło kilkanaście toi toi, ustawionych nieopodal. Na Nowym Mieście nie ma ani jednej publicznej toalety. Zasikano mury, podwórka, ogródki i klatki. Najpierw huk przesterowanego nagłośnienia i ryk gardeł umilał adorację Najświętszego Sakramentu ss. Sakramentkom i odpoczynek mieszkańcom, potem na ul. Kościelnej pijana młodzież, siedząca na krawężnikach, tłukła butelki tak jak podczas każdych Wianków. Na Kamiennych Schodkach tłuczone szkło leżało przez trzy dni. Tak wyglądały zachowania w „nadwodnym salonie Stolicy", który miał przyciągać ... turystów. Na to wszystko spoglądał gadżetowy pomnik z brązu przedstawiający Williama Lindleya, twórcę wodociągów warszawskich, dżentelmena i bywalca prawdziwych salonów, który pasowałby bardziej przed bramą jego Filtrów.