Amerykańscy prezydenci - szczególnie ci pozimnowojenni - słyną z luzu i swobody niespotykanych dla przywódców europejskich. Wystarczy przypomnieć sobie Clintona śmiejącego się do rozpuku razem z Borysem Jelcynem czy Busha juniora grającego na bębnach z Afrykańczykami. I porównać to z ultrapowagą, którą starają się prezentować Merkel, Sarkozy czy Hollande. Obecny prezydent USA wprowadza ten luźny styl do zupełnie nowego poziomu. Przykład?
We wtorek przywódca największego mocarstwa na ziemi wystąpił jako gość internetowego show "Between two ferns" ("Między dwiema paprotkami"), tworzonego przez komika, ulubieńca nastoletniej widowni i gwiazdę filmów "Kac Vegas" Zacha Galifinakisa. Program ten to parodia talk-show, z tą różnicą, że głównym jego tematem wydaje się być nabijanie się - nie zawsze w wybredny sposób - z prowadzącego (a szczególnie z jego nadwagi).
W klimatach tych Obama wydawał się czuć swobodnie. Na (celowo bezsensowne) pytanie o to, czy w 2014 roku daruje życie indykowi, tak jak zrobił to w 2013 (tradycja związana z świętem dziękczynienia), prezydent odpowiada:
To taka tradycja. Czy to cię zmartwiło? Fakt, że to był jeden indyk mniej w obiegu? Indyk, którego nie mogłeś zjeść?
Nie był to jedyny suchar (?) Obamy w programie.