Być może zwiastunem takiego procesu jest nominacja byłego prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego na gubernatora obwodu odeskiego. Skądinąd w drugim rządzie Arsenija Jaceniuka też znaleźli się cudzoziemcy: ministrem zdrowia jest również polityk gruziński, a resort gospodarki przypadł litewskiemu finansiście.
W Polsce i wielu innych krajach takie decyzje dziwią, a nawet bywają przedmiotem kpin. Tymczasem stanowią one żywy dowód na istnienie po dziś dzień czegoś, co poddaje się – także nad Wisłą – w wątpliwość, a mianowicie narodu sowieckiego, czy raczej postsowieckiego. Saakaszwili urodził się i wychowywał w tym samym państwie, w którym urodzili się i wychowywali jego ukraińscy współpracownicy. Porozumiewają się oni między sobą w urzędowym języku dawnego imperium – po rosyjsku. Dlatego Gruzin Saakaszwili nie czuje się na Ukrainie, jak w obcym kraju.