Bulwersującą nowością okazały się informacje o marnotrawstwie w wielkich państwowych firmach. Ale to nie jest audyt polityki państwa, tylko jeszcze jeden dowód na słabość władzy państwowej wobec największych przedsiębiorstw. O polityce gospodarczej Platformy „Rzeczpospolita" pisała nieraz i zazwyczaj były to niepochlebne teksty. Ale zaskoczeniem jest, że ministrowie PiS podzielają nasze poglądy. Tak jak my zarzucają poprzedniej rządzącej koalicji brak reform, bierne trwanie, nierozwiązywanie problemów oraz tolerowanie patologii, i upolitycznienie spółek państwowych. Od ministrów, za którymi stoją wielkie instytucje, spodziewałbym się jednak pogłębionej analizy, a nie takiej, na jaką stać dziennikarzy.
Nie chodzi o to, by pokazywać przykłady skandalicznego marnotrawstwa, ale o powiedzenie, jakie efekty przyniosła (lub też nie) polityka gospodarcza poprzedniej ekipy. Chciałbym usłyszeć ocenę działań PO wobec górnictwa. Można by na tej podstawie wnioskować o przyszłej polityce PiS w tej dziedzinie. Zamiast o nieudolnej prywatyzacji chciałbym usłyszeć też ocenę wyników wielkiego kompleksu firm państwowych, który kosztem mniejszościowych akcjonariuszy, wydał setki milionów złotych na łupki czy ratowanie górnictwa.
Najbardziej ucieszyła mnie wypowiedź ministra Pawła Szałamachy, który opisując bezradność swoich poprzedników, zarzuca, że jedyne, co umieli, to przejąć oszczędności w OFE. Jest więc jakaś szansa na to, że rząd PiS będzie z sympatią patrzył na fundusze emerytalne. W ogóle cały sejmowy teatr i szukanie winnych ma sens, bo daje nadzieję, że partia rządząca nie dopuści do powtórzenia przynajmniej tych błędów, które właśnie napiętnowała. Niestety, polityka gospodarcza PiS bardzo przypomina tę Platformy – tyle że w przypadku finansów publicznych jest znacznie bardziej rozrzutna.