Przez kilka ostatnich lat koniunktury w gospodarce i na rynku pracy usługi outplacementu, czyli wsparcia dla zwalnianych pracowników, zamawiano najczęściej dla menedżerów. W przypadku zwolnień szeregowych pracowników i specjalistów liczyła się przede wszystkim wysokość odprawy. Pomocy w znalezieniu nowego zatrudnienia potrzebowali nieliczni, skoro gazety i portale rekrutacyjne sypały tysiącami ofert pracy.
[wyimek]500 złotych kosztują (w przeliczeniu na pracownika) najtańsze programy outplacementu [/wyimek]
Jednak dziś na kryzysowej fali grupowych zwolnień fachowe wsparcie po zwolnieniu przydaje się nie tylko kadrze kierowniczej. Pracodawcy inwestują w outplacement, choć profesjonalne usługi nie są tanie; w przypadku grupowych programów ceny tych najskromniejszych (ograniczonych do kilkugodzinnego seminarium i broszury-poradnika) zaczynają się wprawdzie od 500 zł na osobę, ale chcąc zapewnić ludziom pełne wsparcie, trzeba się liczyć z miesięcznym wydatkiem 1,5 – 4 tys. zł na pracownika, i to przez dwa – trzy miesiące.
[srodtytul]Taniej niż reklama[/srodtytul]
Czy taka inwestycja w ludzi, z którymi pracodawca chce się rozstać, ma sens? – To nie są duże wydatki, jeśli porównamy koszty outplacementu z cenami reklam, które mają poprawić wizerunek pracodawcy. Outplacement ma bardzo duże znaczenie dla tego wizerunku – argumentuje Daniel Binda, menedżer projektów w katowickiej firmie L. Grant HR Consulting.