Sprawa dotyczy słów wiceszefa parlamentarnego klubu PiS, który w rozmowie z reporterem TOK FM powiedział: "Po tym, jak oni się zachowują opiekunowie w Sejmie, jestem przekonany, że nie można dać im tej gotówki, bo jeżeli jako żywe tarcze traktują swoje dzieci, to cóż dopiero dzieje się w domu, a mogą się zdarzyć niestety zwyrodniali rodzice. Dzieci te czasami nie mają głosu. Bo są zamknięte, bo nie chodzą do szkoły".
Następnego dnia w Radiu Zet Żalek stwieedził, że "wokandy wydziałów karnych są pełne tego typu spraw, gdzie nie tylko chore dzieci, ale i zdrowe dzieci są mordowane w beczkach". - Moim zdaniem po prostu jesteśmy świadkiem reality show, w którym niestety użyto dzieci jako zakładnika pewnego - dodał.
Po krytycznych komentarzach z wszystkich stron sceny politycznej Żalek w czwartek o 15.00 przyszedł do protestujących w Sejmie.
- Chciałem tylko przekazać przeprosiny za słowa, które domyślam się, że mogły być raniące, które były zrozumiane nie w tym kontekście, w którym je wypowiedziałem, bo sam mam akurat doświadczenia, bolesne doświadczenia... - mówił.
- Proszę mi pozwolić wyrazić swoją skruchę i powiedzieć z serca, że żałuję, bo tylko tego żałuję, że słowa mogły ranić. Bo jeżeli były tak jak moje słowa - przeinaczone, tak jak moją rodzinę raniły, tak samo mogły panie ranić. A nie chodzi mi o moją dumę, a o dobro przede wszystkim niepełnosprawnych dzieci - przekonywał.