Żadnych problemów z wyłonieniem nowej głowy państwa być nie mogło, gdyż kandydata na prezydenta wyłoniła rządząca wielka koalicja CDU/CSU i SPD i miał dodatkowo wsparcie Zielonych i liberałów. W liczącym 1253 osób Zgromadzeniu Federalnym, złożonym po połowie z posłów Bundestagu i reprezentantów 16 niemieckich landów, dysponowali oni miażdżącą przewagą. Steinmeier otrzymał 931 głosów.
61-letni Frank-Walter Steinmeier ma ogromne doświadczenie polityczne nie tylko w sferze polityki zagranicznej, którą kierował w dwu rządach wielkiej koalicji Angeli Merkel. Był w przeszłości szefem kancelarii Gerharda Schrödera i jednym z głównym architektów słynnej Agendy 2010, czyli bolesnego dla wielu Niemców demontażu rozbudowanego państwa socjalnego. W niektórych środowiskach nie zapomniano mu tego do dzisiaj. W 2009 roku był kontrkandydatem Merkel z ramienia SPD do stanowiska szefa rządu. Jego partia otrzymała wtedy 23 proc. głosów, był to najgorszy wynik SPD w powojennej historii.
Z drugiej strony Steinmeier jako szef dyplomacji cieszył się wielkim poparciem i niejednokrotnie był najbardziej popularnym niemieckim politykiem. Za jego czasów w MSZ powstał kontrowersyjny gazociąg Nord Stream z Rosji do Niemiec, którego druga nitka ma zostać zbudowana do 2019 r., co SPD popiera. Steinmeier opowiadał się zawsze za bliskimi kontaktami z Rosją, jednak dwa jego programy współpracy poniosły porażkę. Po aneksji Krymu był zwolennikiem sankcji. Polskę traktował jako ważnego partnera, w pewnym sensie jako równoważnika specjalnych relacji francusko-niemieckich. Przyjaciel Radosława Sikorskiego nie krytykował publicznie rządu PiS. Co innego prywatnie.
W niemieckich mediach nie brak głosów, że Steinmeier jest przedstawicielem dobrych starych i sprawdzonych elit będących w gruncie rzeczy ostoją społeczeństwa. Elit wypieranych w wielu miejscach przez populizm. W podtekście takiej narracji znajduje się wskazówka, że Niemcy są krajem stabilnym i przewidywalnym. W przeciwieństwie do USA. To właśnie Steinmeier nazwał kandydata na prezydenta Donalda Trumpa „kaznodzieją nienawiści". Już po wyborach w USA mówił, że wraz z wyborem Trumpa nastąpił definitywny koniec XX stulecia.
Prezydent w niemieckim systemie politycznym nie ma zbytniego pola do działania. Pełni funkcję w zasadzie reprezentacyjną. Prezydent ma jednak niemało do powiedzenia w sytuacji, gdy w Bundestagu występują trudności w utworzeniu koalicji rządowej.