Ku zaskoczeniu całego kraju szef rządu zdymisjonował część swoich najbliższych współpracowników. Za to szefami resortów uczynił swych dotychczasowych krytyków.
Na przykład ze stanowiska ministra spraw zagranicznych odszedł Fumio Kishida, jego miejsce zajął Taro Kono. Kishida niechętnie odnosił się jedynie do pomysłu Abego usunięcia z konstytucji artykułu 9 nakładającego ograniczenia na armię. Za to nowy szef japońskiej dyplomacji jest pacyfistą i w dodatku przeciwnikiem energii nuklearnej, której zwolennikiem jest premier.
Wprowadzając do rządu polityków niezgadzających się z nim, premier próbuje odbudować społeczne zaufanie, nadszarpnięte całą serią skandali wywołanych przez kilku ministrów. W ciągu miesiąca społeczne zaufanie do Abego i jego rządu spadło o prawie 10 pkt proc., poniżej 30 proc. Doprowadziło to partię szefa rządu LDP do dotkliwej porażki w lokalnych wyborach na terenie Tokio, gdzie przegrała z dopiero co utworzoną partią stołecznej gubernator Yuriko Koike.
Do niedawna szef rządu – ze względu na swą elegancję zwany w Japonii Księciem – sądził, że wygra kolejne wybory pod koniec 2018 r. i zostanie najdłużej urzędującym premierem kraju.
– Gdyby Abe ustąpił, japońska polityka zagraniczna znalazłaby się w impasie – powiedział japoński komentator Norio Toyoshima, podkreślając, że ktokolwiek byłby ministrem spraw zagranicznych, w tej dziedzinie i tak ostatnie słowo należy do premiera. Abe odnotował w niej znaczne sukcesy, m.in. tworząc z Rosją wspólne fundusze i firmy do zagospodarowania Wysp Kurylskich, będących kością niezgody między obu krajami. Udało mu się zakończyć spór z Koreą Południową o koreańskie „seksualne niewolnice" z okresu wojny. Jednak „w obecnym stanie niepewności w Waszyngtonie Kono będzie bardzo cenny ze swą siecią rozległych znajomości w USA".